niedziela, 21 września 2014

Medea - recenzja

Spektakl w reżyserii Carrie Cracknell nie jest adaptacją oryginalnej tragedii Eurypidesa, ale opartego na niej tekstu Bena Powera. Muzykę napisali Will Gregory i Alison Goldfrapp. Choreografię stworzyła Lucy Guerin a scenografię Tom Scutt.

Zacznijmy od tej ostatniej bo zachwyciła mnie jej prostota i to jak wiele pokazuje samymi detalami.

wszystkie zdjęcia ze strony NT
Nie ma zmian dekoracji czy pojawiających się nagle rekwizytów, a scena przez cały czas podzielona jest na dwa poziomy.
Górny to czyste i eleganckie wnętrza pałacu Kreona. Od widzów oddzielają je szyby i dopiero gdy włączone zostanie światło publiczność może oglądać przygotowania do ślubu Kreuzy z Jazonem, ślub i wesele, czy potem śmierć korynckiej księżniczki.
Dół to dom Medei. Na pierwszym planie salon, w którym rozgrywa się najwięcej wydarzeń, na drugim ogród. Tu nawet tapety są miejscami pozrywane a widoczny w głębi sceny ogród jest mroczny i posępny.
Kostiumy, tak jak dekoracje, są zupełnie współczesne. Proste i nieszokujące, nie odwracają uwagi widza od akcji.
Sztuka jest grecką tragedią, więc mamy chór:


Przedstawienie trwa około 90 minut, nie ma przerwy. Uważam, że to słuszna decyzja. Spektakl nie jest przesadnie długi, a widz nie "wybija" się z akcji
Najważniejszym i najmocniejszym elementem całości jest Helen McCrory.

 

Poszłam z jej powodu i nie zawiodłam się. Sztuka jest jej absolutnym popisem aktorskim. Jest na scenie przez prawie cały czas i absolutnie nad nią panuje. W recenzjach, a te sztuka zebrał cztero- i pięciogwiazdkowe często pojawia się określenie, że jest to jej "rola życia".
W interpretacji Helen Medea żyje i jest wielowymiarowa. Pełna żalu i wściekłości w jednej scenie, zaraz potem wywołująca współczucie. Na pewno nie pozostawia widza obojętnym, a to moim zdaniem najważniejsze.  
Danny Sapani, grający Jazona, jest dobry, tak samo jak pozostali aktorzy, ale po wyjściu z teatru w głowie została mi tylko kreacja McCrory.


Kolejny raz zaskoczyli mnie współwidzowie. Temat wydawałoby się znany, antyczna tragedia oparta na mitach, a w wychodzącym tłumie było kilka osób zaskoczonych zakończeniem. Spoiler - Medea zabija nie tylko drugą żonę Jazona, ale też swoich synów. Bardzo podobał mi się sposób w jaki pokazano, czy raczej nie pokazano, tych śmierci. Kreuzę widzimy jak wije się na górnej części sceny (mało brakowało, a skupiona na wydarzeniach na dole nie zauważyłabym, że na górze coś się dzieje).


Chłopców Medea zabija poza sceną, a o zbrodni świadczą tylko krwawe plamy na ubraniach jej i Jazona, czy zakrwawiona maskotka. 


Mam problem z Medeą, nawet nie tyle z jej czynami, co motywacją. Niezrozumiałe dla mnie jest aż takie uzależnienie od mężczyzny, od drugiej osoby, by z chęci zemsty zabić własne dzieci. Szczególnie, że Medea przez cały czas jest poczytalna i w pełni świadoma swoich czynów.
Trochę zrozumienia dla postaci nabrałam następnego dnia, wybrałam się wtedy na spotkanie z Helen McCrory, podczas którego opowiadała m.in. o swoich przygotowaniach do tej roli.
 




"Medea" nie jest już wystawiana, ale będzie pokazywana 28 października w Multikinach. Warto również sprawdzać repertuar lokalnych kin studyjnych. Wiemy o dwóch, które także wyświetlają spektakle NT Live: katowickie kino Kosmos i krakowskie kino Kijów