wtorek, 17 listopada 2015

Coriolanus - recenzja po seansie

"Koriolana" w Donmar Warehouse miałyśmy przyjemność obie oglądać na żywo. Powstały z tego nawet dwie recenzje: Ani2 z pierwszego pokazu przedpremierowego  i Ani1, gdy sztuka wystawiana była już od kilku tygodni.

Niestety, mimo ogromnej sympatii i do odtwórcy głównej roli i do reżyserki, spektakl nieco nas rozczarował. Ale słyszałyśmy opinię, że na nagraniu dla NTlive całość wypada świetnie, dlatego Ania1 wybrała się do kina, żeby sprawdzić jak to jest w rzeczywistości.

źródło
Seans kinowy rozpoczął się z niemal półgodzinnym opóźnieniem. Przez pierwsze kilkanaście minut oglądaliśmy zdjęcia z prób i stare zapowiedzi teatralne. Potem jednak dostaliśmy świetny dokument - trochę o Donmarze, który jest teatrem niezwykłym, powstałym z byłego magazynu bananów, a trochę o "Koriolanie" i o społecznym wydźwięku sztuki. Dowiedzieliśmy się, w jaki sposób powstawała scenografia, oraz skąd pomysł, by Wirgilię, żonę tytułowego bohatera, zagrała, Birgitte Hjort Sørensen, gwiazda duńskiego serialu "Rząd". 
 
źródło

Mieli rację nasi znajomi - faktycznie, to przedstawienie lepiej ogląda się w wersji NTlive, niż z 3 rzędu balkonu w Donmarze. Tym razem, na zbliżeniach, mogłam w pełni docenić kunszt aktorski i całkowicie zmieniłam zdanie o grze Deborah Findlay. Po styczniowym spektaklu pisałam, że zupełnie nie kupuję jej występu, teraz wyszłam zachwycona jej kreacją. Tak, jest całkowicie inna od filmowej matki-generał w wykonaniu Vanessy Redgrave, ale przez to bardziej ludzka, bardziej przystępna, a przez to chwilami bardziej przerażająca. Nie mogę tego samego powiedzieć o Marku Gatissie - jego Menenius wciąż nie potrafi mnie porwać.

Tom Hiddleston w tytułowej roli oraz Elliot Levey i Helen Schlesinger jako spiskujący trybuni z ludu to dla mnie nadal najjaśniejsze punkty tego spektaklu. Każde z nich dało z siebie wszystko, a ich wspólne sceny aż skrzyły się od napięcia.

źródło
Akcja toczyła się wartko, to, co w teatrze zdawało się zbędnymi dłużyznami, zupełnie umykało na ekranie kinowym. Fantastycznie brzmiała muzyka i dźwięki tłumu czy bitwy, dochodzące z wszystkich stron. Ale to, co najbardziej uderzyło mnie przy transmisji, to jaki ogromny postęp zrobiły nagrania dla NTlive w ciągu niecałych dwóch lat! W "Koriolanie"  kamera czasem nie nadążała za akcją, gwałtowne zbliżenia i oddalenia nie pozwalały skupić się na tekście sztuki. Szwankował dźwięk, trzeszczały czasem mikrofony. Umykały istotne drobiazgi dziejące się z boku sceny (jak choćby Wirgilia podsłuchująca, jak jej mąż jest przekonywany do ukorzenia się przed tłumem). Większość z tych błędów została w ostatnich transmisjach niemal całkowicie wyeliminowana. I dopiero oglądając nie do końca perfekcyjne nagranie, potrafię docenić jak ogromną pracę wykonała cała ekipa odpowiedzialna za seanse.