poniedziałek, 16 listopada 2015

The Hairy Ape - recenzja

"Ponadczasowa historia o podziałach klasowych i tożsamości. Wystąpi zdobywca nagrody Oliviera Bertie Carvel, wyreżyseruje legendarny, wielokrotnie nagradzany reżyser Richard Jones." 

Tak na swojej stronie teatr reklamuje tegoroczną inscenizację sztuki amerykańskiego noblisty Eugene O’Neilla.  
Pamiętam, że kiedy pisałam notkę o sezonie w Old Vic, stwierdziłam, że "The Hairy Ape" absolutnie nie jest sztuką dla mnie. Nawet ucieszyłam się, że jest chociaż jeden tytuł, na który nie mam ochoty iść. A potem ogłoszono obsadę.

zdjęcia ze strony teatru
Po niesamowitym występie Bertiego w "Bakkhai", teraz spodziewałam się czegoś równie niezwykłego. A dostałam powtórkę z "Mojo" - świetną kreację aktorską, w sztuce, która  zupełnie nie zachwyca.

Mamy początek XX wieku, pracujący jako palacz Yank, przypadkiem słyszy z ust panienki z dobrego domu, że nie jest niczym innym, jak tylko brutalną bestią. Sprawia to, że przeżywa kryzys tożsamości i zaczyna szukać własnego miejsca, w świecie kontrolowanym przez możnych. Jego poszukiwania są długie, nużące i brutalne. Bo Yanka nikt nie rozumie, za to wszyscy biją: koledzy palacze nie dzielący jego rozterek, bogacze z Manhattanu, czy nawet działacze ruchu robotniczego. W końcu nasz biedny bohater idzie do zoo i zamkniętemu w klatce gorylowi zwierza się ze swojego bólu istnienia. 
Tu muszę wyznać, że goryl jest jedyną postacią, jaką w tej sztuce polubiłam. 


Dawno nie wychodziłam z teatru z tak ogromnym poczuciem straconego czasu. Bertie starał się bardzo, ale jedna, nawet najbardziej niezapomniana kreacja aktorska, nie ratuje tego przedstawienia.
Dodam, że krytycy raczej nie zgadzają się ze mną i spektakl zebrał całkiem niezłe recenzje - Metro 5 gwiazdek; The Stage, The Guardian i The Telegraph 4 gwiazdki. 

Jeżeli chcecie przekonać się sami, jak to jest z "The Hairy Ape", to sztuka wystawiana będzie jeszcze do 21 listopada, a bilety na każdy ze spektakli są dostępne.