Dlatego ta recenzja będzie raczej opinią entuzjastycznego fana niż poważnym podsumowaniem spektaklu.
Rory Kinnear i Jonathan Bailey
Iago Rory'ego jest ironiczny i zabawny. Gdy trzeba potrafi być poważny, potrafi manipulować innymi by osiągnąć swój cel. Co prowadzi według mnie do jedynego zgrzytu w finale. Rory Kinnear zagrał Iago tak, że jego końcowa niemożność do wybrnięcia z oskarżeń wydaje się mało prawdopodobna. Przecież wystarczyłoby małe kłamstwo, oskarżenie żony, wszyscy by mu uwierzyli. Wiem, że tak musiało być, tak napisał to Szekspir, ale niedosyt pozostaje.
Z Adrianem Lesterem stworzyli perfekcyjny duet, zasłużenie nagrodzony Evening Standard Award.
O ile podobała mi się naturalna i konkretna Lyndsay Marshal w roli Emilii, o tyle Olivia Vinall jako Desdemona nie przekonała mnie zupełnie. Wiem, że rola Desdemony do łatwych nie należy, ale Olivia grała ją cały czas na jedną nutę. Pod koniec miałam ochotę zawołać do Othella by mordował ją szybciej... na co miała też wpływ długość przedstawienia - 3 godziny i 20 minut na umiarkowanie wygodnych fotelach w Olivier Theatre każdemu dało się we znaki.
To co sprawia, że oglądanie sztuki w teatrze jest za każdym razem unikalnym doświadczeniem, są różnego rodzaju niezamierzone wpadki. W czasie mojego spektaklu Rory Kinnear podczas ataku wściekłości trochę za mocno kopnął jedną z umywalek - odpadło kolanko i zaczęła się z niej lać woda na scenę. Aktor zaskoczony był tylko przez chwilę - na szczęście parsknięcie śmiechem i obrazowe przekleństwo które mu się wymknęło pasowało do sceny, próbował kolanko naprawić i akcja toczyła się dalej, jakby wszystko było z góry zaplanowane.
Na zakończenie dodam, że jeśli macie możliwość zobaczyć Othella w cyklu NT Live w kinie, koniecznie się na to wybierzcie. I dajcie znać jak Wam się podobało.
zwiastun Othella pokazywanego w cyklu NT live