środa, 29 października 2014

Look Back in Anger - recenzja z uczuciami

Na początku mała uwaga. Obejrzenie tego spektaklu było moim marzeniem od pięciu lat. Dlatego poniższa recenzja nie jest poważna i profesjonalna, przeciwnie jest bardzo emocjonalnym zapisem przemyśleń przeszczęśliwej fanki. I oczywiście zawiera spoilery (o ile można mówić o takich w przypadku ponad pięćdziesięcioletniej sztuki).

"Look Back in Anger" Johna Osborne'a (w Polsce znana pod tytułem "Miłość i Gniew") miała swoją premierę w maju 1956 roku. Zebrała bardzo różne opinie. Od skrajnie oburzonych, po zachwyconych brzydką prawdą i szczerością dramatopisarza. To właśnie od tej sztuki (a raczej jednej z recenzji) wziął się tak dobrze znany nam termin "Młodzi Gniewni", a John Osborne został uznany za głos pokolenia powojennego, pokolenia, które nie do końca radzi sobie z zastałą rzeczywistością.
W styczniu 2005 roku sztuka w reżyserii Richarda Barona została wystawiona w teatrze Royal Lyceum w Edynburgu, w lutym tego samego roku została przeniesiona do Bath, do Theatre Royal. Spektakl z Bath został zarejestrowany dla V&A Archive.

Sztuka ma pięcioro bohaterów
  • Jimmy Porter - to dobrze wykształcony idealista pochodzący z klasy robotniczej, nie mogąc sobie znaleźć miejsca w świecie swój gniew i rozczarowanie wylewa na innych.
  • Alison - jego pochodząca z klasy średniej żona, potulna i zahukana, jest symbolem wszystkiego czym Jimmy gardzi.
  • Cliff Lewis - ich sąsiad i przyjaciel, większą część dnia spędzający w mieszkaniu Porterów, często pełniący rolę bufora pomiędzy nimi
  • Helena Charles - przyjaciółka Alison z dawnych lat, aktorka teatralna, bardzo nielubiana przez Jimmy'ego.
  • Pułkownik Redfern - ojciec Alison, reprezentuje wszystkie wartości, których Jimmy nienawidzi. 
czwórka bohaterów - wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony reżysera spektaklu

W spektaklu na przestrzeni kilkunastu miesięcy śledzimy losy bohaterów zamkniętych w małym, zagraconym mieszkaniu na poddaszu. To jest jedno pomieszczenie będące jednocześnie kuchnią, salonem i sypialnią. Całość lata świetności dawno ma już za sobą. Na ścianach łuszczy się farba, okna przeciekają, a meble też sprawiają wrażenie, jakby niedługo miały się rozpaść. W tym mieszkaniu mieszka Jimmy Porter (David Tennant), wraz z żoną Alison (Kelly Reilly). Cały spektakl rozpoczyna się w leniwy niedzielny dzień. Jimmy narzeka na wiadomości w prasie, Alison prasuje. On na utrzymanie zarabia prowadząc uliczny kram ze słodyczami. Ona zajmuje się domem. Choć kocha męża, zdaje sobie sprawę z jego trudnego i porywczego charakteru. W milczeniu znosi jego ataki agresji, nie reaguje na zaczepki, ale jednocześnie boi się mu przyznać, że jest w ciąży. Jej jedynym powiernikiem jest Cliff (Steven McNicoll).























państwo Porter - gniew i namiętność, pogarda i miłość

Sprawy komplikują się jeszcze bardziej, kiedy ich najbliższą sąsiadką zostaje przyjaciółka Alison z dzieciństwa, Helena (Aleksandra Moen, znana fanom Doctora Who jako Lucy Saxon). Jest ona kobietą pełną klasy, jednocześnie dziwnie zafascynowaną Jimmym. Troszczy się jednak o przyjaciółkę, do tego stopnia, że widząc jak destrukcyjnie wpływa na Alison małżeństwo, zwraca się z prośbą o pomoc do jej ojca. Wspólnie próbują przekonać panią Porter do opuszczenia męża. Gdy Cliff odmawia poinformowania Jimmy'ego o odejściu Alison robi to właśnie Helena, jednocześnie mówiąc mu o ciąży. Rozmowa kończy się awanturą, rękoczynami i namiętnym pocałunkiem.

Helena - chłodna i wyniosła... do czasu.

Ostatni akt rozpoczyna się kilka miesięcy później, to powtórka pierwszej sceny, tylko tym razem za deską do prasowania stoi Helena, będąca zupełnym przeciwieństwem swojej przyjaciółki. Gniewne tyrady Jimmy'ego kwituje śmiechem, nie daje się sprowokować, tylko celnie ripostuje różne złośliwości.  Beztroski nastrój i przekomarzanki przerywa przybycie Alison. Jest blada i zmęczona, wygląda na chorą. To jest jedna z najmocniejszych scen w całym spektaklu. Jimmy otwiera drzwi, spogląda na swoją żonę, po czym rzuca do Heleny: "Przyjaciółka do ciebie" i wychodzi trzaskając drzwiami. Dowiadujemy się, że Alison przedwcześnie urodziła martwe dziecko. Wie, że nie powinna przychodzić, zdaje sobie sprawę, iż nie może żyć z Jimmym, a jednocześnie nie potrafi żyć bez niego. Targana wyrzutami sumienia Helena postanawia opuścić kochanka, a gdy on wraca do pokoju i zastaje w nim Alison mamy kulminacyjną awanturę, kończącą się łzami i katharsis obojga bohaterów. Zapłakani, przytuleni, siedząc na podłodze postanawiają ponownie spróbować być razem.

Ten spektakl jest perfekcyjnie zagrany przez całą obsadę, ale na pierwszy plan wysuwa się David Tennant. Jego Jimmy to będący nieustannie w ruchu niespokojny duch. Wyrzuca z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego, widać, że dusi się w zagraconym mieszkaniu. Chce coś osiągnąć, kimś zostać, ale nie widzi dla siebie żadnej przyszłości. Za wszystko wini zamożną klasę średnią z której pochodzi Alison. Jimmy nie ma hamulców, nie przebiera w słowach. Jest ironiczny i zabawny, ale jednocześnie okrutny. Każdym zdaniem zdaje się niszczyć Alison, stara się ją sprowokować. Im bardziej ona zamyka się w sobie, tym agresywniejszy jest Jimmy.

Jimmy - nieszczęśliwy, zagubiony i pełen pogardy. 

David w swojej grze balansuje na granicy szaleństwa, w każdym jego geście czuć frustrację jego bohatera. Jego mimika, wiecznie wykrzywiona i niezadowolona twarz towarzyszy złośliwym monologom. Jimmy uważa się za kogoś lepszego, a jednocześnie za ofiarę czasów, w jakich przyszło mu żyć. Żona nazywa go "rewolucjonistą, który urodził się za późno". David dominuje każdą scenę, nie sposób oderwać od niego wzroku, czy gdy w szale niszczy mieszkanie, czy gdy zaskakująco wyciszony, słucha muzyki poważnej. Nie wiem, co on w sobie ma, że tak fantastycznie potrafi odgrywać niestabilne emocjonalnie postaci. 

Drugim objawieniem spektaklu była dla mnie Alexandra Moen. Jej Helena na początku jest doskonale ubraną zimną blondynką, jaką oczarowany byłby Alfred Hitchcock. W ostatnim jednak akcie, gdy widzimy ją potarganą przy desce do prasowania, staje się zwykłą dziewczyną z sąsiedztwa. Kelly Reilly jest również rewelacyjna. Jej Alison, cicha i wycofana, w ostatniej scenie przechodzi na oczach widzów widowiskowe załamanie. To chyba jedyny moment w całym spektaklu gdy Jimmy wreszcie dostrzega kogoś innego poza nim samym. Łzy bohaterów w ostatnich minutach były szczere, nikt niczego nie udawał, dali z siebie wszystko. Gdy kłaniali się w czasie owacji oboje co chwila wycierali oczy i pociągali nosem.


dramatyczny finał - zdjęcie, z którego przeróbek teraz, znając kontekst, już nigdy nie będę mogła się śmiać

Jeden z krytyków nazwał tę adaptację seksowną. I wydaje mi się, że to słowo idealnie do niej pasuje. W każdej scenie aż skrzy od chemii między bohaterami, namiętne pocałunki to nie niewinne cmoknięcia - są pełne pasji, wędrujących rąk, szeptanych obietnic. Fakt, że większą część przedstawienia aktorzy spędzają w niekompletnych piżamach, rozpiętych koszulach, skąpych haleczkach, czy niedbale zawiązanych szlafrokach, potęguje tylko wrażenie dusznej atmosfery. 

Całość jest sfilmowana z kilku kamer - to nie statyczny widok z balkonu jak w przypadku Romea i Julii w RSC. Mamy zbliżenia i pełen plan, wszystko w bardzo dobrej jakości. Sztukę można oglądać w Victoria&Albert Archive (tu instrukcja jak zamówić spektakl, a tu nasze wrażenia z wizyty w Archiwum). I mała rada na zakończenie - zamawiając proście o wydanie na trzech płytach. W wydaniu dwupłytowym, pierwszy dysk jest bardzo porysowany.

PS: Z okazji 50-lecia premiery sztuki, w maju 2006 roku, w w maleńkim Jerwood Theatre Upstairs (drugiej scenie Royal Court Theatre, o której już pisałyśmy) odbyło się specjalne przedstawienie - publiczności zaprezentowano wybrane fragmenty spektaklu. David i Steven powtórzyli swoje role jako Jimmy i Cliff, ale towarzyszyły im zupełnie inne aktorki. W Alison wcieliła się Anne-Marie Duff, a w Helenę... sama Helen McCrory!