Był
sobie król... przekonany o własnej wielkości, o swej niezbywalnej
władzy, płynącej z boskiego nadania. O prawie do folgowania wszelkim
zachciankom, kapryśny i niestały, acz bardzo, bardzo królewski.
zdjęcia pochodzą ze strony fb produkcji |
W
ciągu ostatnich lat mogliśmy oglądać kilku Ryszardów - uduchowionego,
subtelnego Bena Whishawa, w Hollow Crown dla BBC i inteligentnego gracza
Davida Tennanta w Royal Shakespeare Company. Ryszard Charlesa Edwardsa
jest jakby wypośrodkowaną wersją powyższych dwóch. Czasem nijaki, czasem
olśniewający. Zagubiony w świecie, który nie układa się po jego myśli,
ale chwilami przenikliwy. Niezwykle podatny na wpływy i mający problemy z
obroną własnego zdania, a jednocześnie kurczowo trzymający się tego, co
mu znane.
Bardzo ciekawym zabiegiem reżysera Simona Godwina, było rozpoczęcie spektaklu od koronacji nieletniego króla. Dziecko o anielskiej urodzie, poważne i skupione, zostaje namaszczone i osadzone na tronie. Gdy minutę później zamienia się na miejsca z dorosłym już królem, ubranym niemal w identyczne szaty, widzimy, że o ile ciało sie postarzało, o tyle dziecięce podejście do świata zostało takie samo.
Ryszard
II to trudna rola. Często irytujący władca raczej nie budzi sympatii
czytelników sztuki, czy
widzów teatralnych i trzeba być aktorem z ogromną charyzmą i pomysłem
na kreację, by udźwignąć postać. Czy Charlesowi Edwardsowi się to udało?
Wychodząc z kina byłam gotowa przyznać, że nie, teraz jednak po
przemyśleniu, widzę dokładny zamysł w takim a nie innym pokazaniu
upadłego króla.
Bo tak naprawdę spektakl z Globe to wcale nie opowieść o Ryszardzie, tylko o jego politycznym przeciwniku - Bolingbroke'u.
Wizualnie
adaptacja mimo niezwykłej prostoty dekoracji zaskakiwała przepychem -
może z powodu rozbudowanej sceny, na planie krzyża, daleko wychodzącej w
publiczność, może przez pomalowane na złoto ściany, balustrady, kolumny
i podłogę. Całość błyszczała, jak migoczący brokatowy deszcz, spadający na (i
rozrzucany przez) dorosłego Ryszarda w jego pierwszej scenie i nie
pozostawiała żadnej wątpliwości, że mamy do czynienia z dworem
królewskim.
Zaskakująco
dużo było zbliżeń, ale też "Ryszard II" jest sztuką z wieloma istotnymi
monologami. Jak zwykle w nagraniach Globe on Screen kamera pracowała
płynnie i żadne potknięcia nie zakłócały odbioru, a tłumaczenie było
klasyczne i poprawne.
Bardzo czekamy na nowe spektakle z Globe na ekranach kin, bo to klasa sama w sobie i naprawdę warto je oglądać.