Dokładnie rok temu, nerwowo ściskając torebkę z
jakże cennym biletem, Ania2 przebiegała przez Trafalgar Square kierując
się do teatru Studio 1. Brak doświadczenia i nerwy sprawiły, że była
zielona jak tytułowy szczypiorek.
Ta notka nie jest recenzją. Jeżeli chcecie poczytać o czym jest "The Hothouse" zerknijcie np. tu. Ja chcę podzielić się z Wami
wrażeniami z pierwszej wyprawy do londyńskiego teatru.
Mimo
doświadczeń z wyjść do teatru w Polsce denerwowałam się, miałam typowe "i
chciałabym i boję się". West End wydawał mi się czymś zupełnie innym,
bardzo onieśmielającym. Teraz wiem, że nic bardziej mylnego, ale
zacznijmy od początku.
teatr źródło
Tak się złożyło, że majowy wyjazd planowałam już wcześniej. Kiedy tylko dowiedziałam się, że John Simm będzie występował w teatrze i bilety są w sprzedaży nie wahałam się ani chwili. Zakup biletu przez internet był szybki i prosty.
Potem zaczął się stres. Od całkiem poważnych obaw czy wszystko zrozumiem po prozaiczne jak znaleźć teatr i w co się ubrać. Podpytywałam bardziej bywałą Anię 1, znalazłam nawet porady on-line co i jak.
Ponieważ
lubię wiedzieć gdzie idę i zawsze panicznie się boję zgubienia, po
odbiór biletu wybrałam się dwa dni przed spektaklem - teraz już wiem, że
spokojnie można to zrobić w tym samym dniu np. 30 minut przed
przestawieniem. Oczywiście okienka z biletami są czynne i dostępne
każdego dnia, więc można, jak ja, wybrać się na rekonesans.
foyer źródło
Nawet mając w rękach bilet i wiedząc
gdzie jest teatr bałam się spóźnić. Pod teatrem byłam 45 minut przed
rozpoczęciem sztuki. To stanowczo za wcześnie. O ile nie planujecie jeść
obiadu w przy teatralnym barze (np. The Cut przy Young Vic) wystarczy
być w teatrze 30 minut przed spektaklem.
Kilka słów o barach. W każdym z teatrów, w których byłam, był
bar: mniejszy czy większy. Zazwyczaj można w nich nabyć coś do picia,
małe przekąski i lody, które można zabrać ze sobą na salę. Można też
przed spektaklem zamówić napoje na antrakt, żeby później nie stać w
kolejce. Do tej pory nie rozumiem fenomenu wszechobecnych lodów, ale już
się do nich przyzwyczaiłam i stanowią dla mnie element teatralnego
krajobrazu.
teatralny bar źródło
Nabyłam program i przeglądając go odczekałam, aż będzie można wejść na salę.
Dotarcie na moje miejsce okazało się całkiem proste. TS1 ma tylko widownie na parterze, ale w innych teatrach na ścianach wiszą dokładne tabliczki
z informacjami, którędy na balkon, którędy na galerię. A gdyby ktoś nie
zauważył tabliczki, wszędzie jest uśmiechnięta, uprzejma, pomocna i
wyrozumiała obsługa.
Mój poradnik twierdził, że do teatru chodzą wszyscy i ubranie
powinno być przede wszystkim wygodne. Wieczorowe toalety nie obowiązują.
Szybki przegląd widowni pokazał, że to prawda. Obok siebie siedziały
osoby w eleganckich garniturach i powyciąganych sweterkach i nikt nikogo
nie oceniał. Szatnia nie jest obowiązkowa i ja z niej nie korzystam. Bbardzo często w klimatyzowanych salach jest mi po porostu zimno i wtedy z
przyjemnością otulam się kurtką.
Nerwowo, chyba trzy razy, sprawdziłam czy na pewno wyciszyłam telefon, powymieniałam jakieś uprzejme uwagi z panią siedzącą obok - to też dla mnie zaskoczenie, zwykle milczący i zdystansowani Anglicy w teatrze zaczynają rozmawiać. O sztuce, o doświadczeniach teatralnych, w przerwie o wrażeniach po pierwszym akcie.
Rozległy się dzwonki, na sali zapadła cisza i przeniosłam się do szpitala psychiatrycznego.
Nerwowo, chyba trzy razy, sprawdziłam czy na pewno wyciszyłam telefon, powymieniałam jakieś uprzejme uwagi z panią siedzącą obok - to też dla mnie zaskoczenie, zwykle milczący i zdystansowani Anglicy w teatrze zaczynają rozmawiać. O sztuce, o doświadczeniach teatralnych, w przerwie o wrażeniach po pierwszym akcie.
Rozległy się dzwonki, na sali zapadła cisza i przeniosłam się do szpitala psychiatrycznego.
źródło |
Kilka słów o spektaklu
Szłam na Johna Simma nie na sztukę i przyznaję, że niewiele
więcej mnie wtedy interesowało. Wiedziałam, że na scenie pojawią się
także Indira Varma czy Simon Russell Beale. Przeglądając program odkryłam jeszcze Harrego Mellinga czyli Dudleya Dursleya z filmow o Harrym Potterze.
John Simm i Indira Varma (źródło)
Sztuka podobała mi się. Przejęta tym, że kilka metrów ode
mnie na scenie są takie gwiazdy nie byłam w stanie analizować historii
jakoś głębiej. Skupiłam się na znakomitym aktorstwie. Mimice, zmianach
tembru głosu, drobnych gestach, wszystkim tym, co zmienia aktora w postać.
No i oczywiście na języku. Na szczęście Pinter pisał w miarę
współcześnie, a aktorzy mieli nieskazitelną dykcję, więc nadążałam za
dialogami.
Sztuka trwała 2 godziny, które mi minęły jak 2 minuty.
Uznani
aktorzy spełnili pokładane w nich oczekiwania, ale tak naprawdę
zachwycił i bardzo pozytywnie zaskoczył mnie, wspomniany wcześniej, Harry
Melling, który zupełnie nie odstawał od dużo bardziej doświadczonych
kolegów i stworzył postać zupełnie inną niż Dudley.
Harry Melling (źródło)
Do dziś żałuję, że nie zdecydowałam się iść na stage door...
Ale
mam nadzieję, że to nie ostatnia przygoda Johna Simma z West Endem, ani
nie ostatnia sztuka, jaką z nim zobaczę i autograf zdobędę innym razem.
A w wolnej chwili Ania1 wreszcie opublikuje obiecaną notkę o stage door i opowie jak po swoim spektaklu, o mało nie wylądowała z Mellingiem na piwie :)