"Eldorado" to dość młoda sztuka, powstała dziesięć lat temu. A inscenizacja w Arcola Theatre była brytyjską premierą przedstawienia.
Autorem "Eldorado" jest niemiecki dramaturg Marius von Mayenburg. Spektakl wyreżyserował Simon Dormandy, wcześniej współpracujący z Donmar Warehouse, RSC, the Royal Court czy kompanią Cheek by Jowl. W sztuce wystąpili: Nicholas Bishop, Michael Colgan, Eva Feiler, Amanda Hale, Mark Tandy, Sian Thomas.
Autorem "Eldorado" jest niemiecki dramaturg Marius von Mayenburg. Spektakl wyreżyserował Simon Dormandy, wcześniej współpracujący z Donmar Warehouse, RSC, the Royal Court czy kompanią Cheek by Jowl. W sztuce wystąpili: Nicholas Bishop, Michael Colgan, Eva Feiler, Amanda Hale, Mark Tandy, Sian Thomas.
źródło |
Na plakatach sztuka reklamowana była jako "czarna komedia o sukcesie" i w pewnej części jest to prawda. Główny bohater, Anton, osiągnął sukces. Ma piękną żonę, spodziewają się dziecka, mieszkają w wymarzonym domu. Niestety nic nie jest takie jak się wydaje na pierwszy rzut oka. Żona Antona, znana pianistka, przeżywa kryzys i rezygnuje z koncertów. Obłędnie bogata, afiszująca się ze swoim znacznie młodszym utrzymankiem teściowa, swoimi złośliwymi mądrościami wcale nie pomaga. Żeby utrzymać rodzinę Anton, posuwa się do oszustwa, które w efekcie prowadzi do tragedii. To pierwsza "warstwa" sztuki. Opowieść o życiu kilku osób. O tym jak wyniszczająca może być pogoń za sukcesem.
Druga "warstwa" (i tej przyznaję zupełnie nie zrozumiałam) to pojawiające się co jakiś czas, czytane przez głos informacje o wojnie. Zapewne w zamiarze autora/reżysera(?) miały one większy, głęboki sens, tyle, że do mnie zupełnie nie dotarł.
Inscenizacja była dość prosta. Przez większość czasu scena była domem głównych bohaterów i to w nim rozgrywała się większość wydarzeń.
Druga "warstwa" (i tej przyznaję zupełnie nie zrozumiałam) to pojawiające się co jakiś czas, czytane przez głos informacje o wojnie. Zapewne w zamiarze autora/reżysera(?) miały one większy, głęboki sens, tyle, że do mnie zupełnie nie dotarł.
Inscenizacja była dość prosta. Przez większość czasu scena była domem głównych bohaterów i to w nim rozgrywała się większość wydarzeń.
Moim powodem do obejrzenia sztuki była Amanda Hale. O ile jako żona dzielnego inspektora Reida w "Ripper Street" nie wywarła na mnie większego wrażenia, to moim zdaniem kradła każdą scenę w jakiej się pojawiła w "White Queen". Jej Małgorzata Beaufort była absolutnie cudowna.
Tutaj może nie błyszczała aż tak bardzo, ale też cała obsada była dobra. A postać jej matki, w którą wcielała się Sian Thomas bardziej przykuwała uwagę widza niż ciut neurotyczna bohaterka Amandy. Z drugiej strony było coś niepokojącego w jej interpretacji.
źródło |
źródło |
Spektakl zebrał raczej dobre recenzje, chociaż zdarzyły się i rozczarowane.
Mi się podobał, mimo, że wyszłam z teatru nie do końca pewna co właściwie oglądałam.