czwartek, 26 listopada 2015

Baddies: The Musical - recenzja

"Baddies: The Musical" w Unicorn Theatre, to spektakl przygotowany z myślą o młodszych widzach, ale dorośli także będą się na nim wyśmienicie bawić. To trochę taki "Shrek"- śmieją się i rodzice i dzieci, choć zupełnie z czego innego i w różnych chwilach. Ale, bazując na publiczności na moim spektaklu, jedni i drudzy wychodzą z teatru zachwyceni.

Bohaterami musicalu są postacie z bajek, ale pierwszoplanowe role grają tylko te negatywne. Mamy: Dużego Złego Wilka (absolutnie wspaniały Dean Nolan), siostry Kopciuszka (Kelly Agbowu, Claire Sundin), kapitana Haka (Miles Yekinni) czy Rumpelstiltskina (bardzo szkocki David McKay), na scenie pojawią się także Kopciuszek (Kathy Rose O'Brien) i Piotruś Pan (Christian Roe). Choć akurat dobrzy bohaterowie tutaj wcale nie są tak dobrzy, jak byśmy oczekiwali. Na tym polega przewrotny urok spektaklu, pokazuje, że zło nie zawsze jest całkowicie złe, dobrzy, nie zawsze bez skazy i, że jedni bez drugich nie mogliby istnieć. Przedstawienie skierowane jest do dzieci, więc tu i ówdzie, delikatnie przemycane są wartości edukacyjne, ale w niczym to nie przeszkadza podczas oglądania.

źródło

Adaptacje baśni, opowiadanie ich na nowo, albo z innych perspektyw, nie jest niczym niezwykłym. Twórcy musicalu (Nancy Harris i Marc Teitler) i reżyser (Purni Morell) nie odkrywają "nieznanych, teatralnych lądów", ale wykorzystując znane wszystkim motywy udało im się stworzyć zabawne, ciepłe, bardzo sympatyczne przedstawienie.

Wizualnie spektakl jest kolorowy i zróżnicowany. Kostiumy są mrugnięciem okiem do widza: Kopciuszek ma suknię, jak z bajki Disneya, ale jej siostry wyglądają jakby inspirację czerpały z kultury hip-hopowej. Wilk, mimo iż nosi koszulkę z napisem "No Club Lone Wolf, spokojnie mógłby przyłączyć się do każdego gangu motocyklistów. Kapitan Hak, wzorem najlepszych czarnych charakterów, ma na sobie idealnie skrojony i doskonale leżący garnitur. Przystojny, emanujący pewnością siebie, blond-włosy Piotruś Pan, w mokasynach na bosych stopach, garniturze z krótkimi spodniami i deską surfingową, wygląda jak kalifornijskie złote dziecko, jego przeciwieństwem jest nieśmiały, niezbyt odważny punk w kurteczce w kratkę.

Zły Wilk, Kapitan Hak i jedna z sióstr Kopciuszka (źródło)

Większa część przedstawienia dzieje się w więzieniu i to ono ma najlepszą scenografię: jeżdżące, piętrowe łóżka wykorzystywane w numerach muzycznych, na piętrze cały czas widzimy wnętrze pomieszczenia strażników, wraz z nieustannie pracującymi monitorami, czy lampkami alarmowymi.
Aktorzy wcielający się w role strażników (Lila Clements i Jack Benjamin) nie tylko pilnowali więźniów, ale też akompaniowali podczas piosenek. A ponieważ "Baddies" jest musicalem, warto dodać dwa słowa o muzyce. Sztuka nie ma ścieżki dźwiękowej, która byłaby kopalnią hitów, ale utwory są rytmiczne, łatwo wpadające w ucho i nuci się je jeszcze długo po wyjściu z teatru. I co najważniejsze, chętni mają możliwość nabycia płyty, z nagraniami z przedstawienia.



"Baddies" spodobało się krytykom i zebrało dobre 4 (The Guardian, The Stage) i 5 (Evening Standard) gwiazdkowe recenzje. Jeżeli chcecie przekonać się, czy musical zasługuje na tak wysokie oceny, macie szansę do 24 grudnia. Na stronie teatru można jeszcze kupować bilety, ale radzimy się pospieszyć, bo zostało ich już niewiele.