Dlaczego czasem warto pokonać uprzedzenia i posłuchać przyjaciół.
Ponad tydzień temu wszystko było dla mnie jasne. Wiedziałam, że nie jestem fanką Matta Smitha. Filmu "American Psycho" (gdzie główną rolę grał Christian Bale) nie dałam rady obejrzeć, dlatego nie widziałam powodu, dla którego miałabym stać kilka godzin w kolejce po "daily tickets", na musical o psychopatycznym mordercy. Zostałam przekonana, najpierw przez współautorkę ("idź, idź, fajnie będzie mieć na blogu recenzję!"), później przez entuzjastycznych przyjaciół. I tak 24 stycznia o godzinie 7:45 rano znalazłam się pod Almeida Theatre jako czternasta w kolejce po bilet. Dodam tylko, że kasy otwierali o 11, a niektórzy ludzie przede mną czekali już kilka godzin...
tak wyglądała kolejka o godzinie 8:30 rano
Bilety udało nam się kupić, a ponieważ po 4 godzinach czekania uznałyśmy, że zasługujemy na nagrodę, wraz z koleżanką wybrałyśmy najlepsze miejsca - sam środek siódmego rzędu.
Ta sztuka to moje największe pozytywne zaskoczenie całej teatralnej wyprawy. Była dynamiczna, zaskakująca, dramatyczna i bardzo zabawna. To ostatnie chyba przesądziło o ogólnym zachwycie. Piosenki łatwo wpadały w ucho (do teraz chodzę i nucę "Killer Wolf"), ogólne tempo spektaklu i jego realizacja nie pozwalały się nudzić a czasem nawet złapać oddechu, opis "musical thriller" na plakacie jest całkiem adekwatny.
Poniżej bardziej szczegółowa recenzja, ale uwaga - SPOJLERY!
Spektakl zaczyna się piosenką "Clean" będącą także motywem przewodnim przedstawienia. Spod sceny wyjeżdża stojące solarium z którego wyłania się Matt Smith odziany li i jedynie w białe bokserki i zaczyna swój pierwszy monolog: "Nazywam się Patrick Bateman, żyję w Nowym Jorku pod koniec wieku."
Ubierając się wymienia znanych projektantów, pokazuje swój apartament wypełniony równie firmowym sprzętem. A później wydarzenia postępują z lawinową prędkością. Poznajemy jego fascynację filmami na kasetach video (głównie horrory), jego kolegów z pracy (wielka firma zajmująca się obsługą finansową przedsiębiorstw i graniem na giełdzie).
zwykły dzień w pracy Patricka Batemana
Poznajemy także Evelyn, narzeczoną Patricka i jej przyjaciółkę (obie chadzające tylko w ubraniach z najwyższych półek),
piosenka o przodujących na modowym rynku markach - chwila wytchnienia i salwy śmiechu na widowni
I wreszcie poznajemy także Jean, jedyną normalną w tym całym gronie, niewinną sekretarkę Patricka. "Jean jest lepsza od nas, jest autentyczna", tak mówi o niej Patrick do swojej matki.
Obiad urodzinowy zorganizowany przez Evelyn. Od lewej Jean (Cassandra Compton), Paul (Ben Aldridge), Courtney (Katie Brayben), Patrick, Evelyn (Susannah Fielding), Tim (Jonathan Bailey), Pani Bateman, mama Patricka (Gillian Kirkpatrick) oraz Sean, jego brat (Tom Kay)
Wszystko oglądamy oczami Patricka, widzimy jak dusi się i momentami czuje się zagubiony w tym świecie pełnym pozorów i wyścigu po sukces.
Pierwsze morderstwo, przypadkowego bezdomnego jest szokiem. Następne przestają nas dziwić, gdy rozprawia się ze swoim rywalem z pracy widz autentycznie Patrickowi kibicuje... Wszystkie postacie są wyjątkowo irytujące, nawet niewinna Jean drażni swoją naiwnością. Aż chce się zawołać "daj, pomogę ci z tym toporem", a po chwili przychodzi opamiętanie i zdziwienie - co się ze mną dzieje?! Każdy na scenie ma jakieś wady, zdrada, kłamstwa, seks, narkotyki i nadmiar alkoholu to ich codzienność.
wakacje pięknych i bogatych
Krwawe mordy to dla Patricka ucieczka. A wszystko dzieje się w rytmie dynamicznej muzyki stylizowanej na końcówkę lat 80, wpadających w ucho piosenkach (nie zapominajmy że to musical!) przy ogromnej ilości efektów świetlnych, i przy dużym udziale ruchomej sceny. Niemal nie ma sztucznej krwi, całą grozę pokazuje głównie zmiana świateł. Koniec pierwszego aktu i morderstwo Paula to naprzemienne głębokie basy i błyskające światło w rytm uderzeń topora. Cała scena jest tak groteskowa i tak niepokojąca, że niemal każdy z widzów odwracał głowę. Pani dwa rzędy przed nami wstała i chciała wyjść. A drugi akt zaczyna się ponownie od spokojnej piosenki "Clean" i od dokładnej opowieści Patricka co zrobił z ciałem Paula.
efekty świetlne są wraz z muzyką i piosenkami, nieodłącznym elementem tego przedstawienia
Jest to spektakl TYLKO dla widzów dorosłych. Mamy tu całkiem sporo scen seksu, w większości ironicznych i przerysowanych, jak ta gdy Patrick uprawia seks z wielkim różowym pluszowym misiem, z przyjaciółką swojej narzeczonej pod nim. Mamy jedną, musicalową, scenę nekrofilii (układ taneczny, rytmiczna piosenka, Patrick w morderczym szale na parkiecie). Mamy bardzo dużo brutalności. Mamy swobodny język i sporo przekleństw. Mamy równie wiele mrugnięć okiem do troszkę starszych widzów, dobrze pamiętających czasy w których rozgrywa się spektakl (najśmieszniejsza scenka w windzie z "Tomem Cruise"). I mamy wreszcie jedną piękną, erotyczną i delikatną scenę, gdy Jean szykuje się na uroczysty obiad z Patrickiem i śpiewa o swoim uczuciu, a Patrick z jej wyobrażeń pomaga jej się przebrać. Jeśli tak jak ja nie wierzyliście, że Matt Smith potrafi zagrać romantycznego kochanka, ta scena sprawi, że zmienicie zdanie.
prostytutki - ulubione ofiary pana Batemana
Zakończenie sztuki jest inne niż filmu. Jest niespodzianką i tym bardziej daje do myślenia. Zmusza do refleksji po ponad dwugodzinnej jeździe bez trzymanki jaką jest całe przedstawienie. Nie wiem ile mogę tu napisać by nie psuć przyjemności innym widzom - dajcie znać w komentarzach jeśli chcecie wiedzieć więcej.
Sztuka ta ma bardzo dobrą obsadę. Ale choć wszyscy potrafią grać, niestety nie wszyscy potrafią śpiewać, zwłaszcza główny bohater. Matt Smith zaskoczył mnie tym jak się rusza i tańczy, zaskoczył mnie naprawdę pozytywnie swoimi umiejętnościami aktorskimi... ale śpiew nie jest jego mocną stroną. Podobnie większości jego kolegów. Naprawdę rewelacyjna wokalnie jest za to Cassandra grająca Jean, jak i reszta kobiecej obsady. Aż zaczęłam się zastanawiać czy to nie był zabieg specjalny... bo mimo, że główny bohater nie trafia czasem w dźwięki, że fałszuje aż miło, to piosenki i tak łatwo wpadają w ucho a niedoskonałości na tle całości wydają się niemal nieznaczące.
Spektakl podzielił krytyków. Opinie w mediach wahały się od pełnych podziwu nad ironiczną groteską po zdegustowane bezsensownym epatowaniem seksem i przemocą. Ja zaliczam się do tej pierwszej grupy. Wyszłam z teatru zachwycona (acz odrobinę chora), a krótkie, dość przypadkowe spotkanie z Mattem na stage door tylko to wrażenie podtrzymało. To jest naprawdę przesympatyczny, zabawny i wciąż nieśmiały człowiek!
"American Psycho" jest wystawiane w Almeida Theatre tylko do 1 lutego 2014 roku. Zdjęcia przedstawienia pochodzą z oficjalnej strony spektaklu.