Stephen Ward to najnowszy musical Andrew Lloyd Webera. Wybrałam się na niego
dość spontanicznie. Obejrzałam Keeler i chciałam porównać dwa spojrzenia
na tą samą historię. Gill Adams opowiada o Aferze
Profumo z punktu widzenia Christine Keeler a doktora Warda
przedstawiony jest jako dość negatywną postać. Za to musical
ukazuje go jako ofiarę systemu, kozła ofiarnego.
Musical mi się nie
spodobał. Z dziewiętnastu piosenek zapamiętałam aż dwie, to
raczej niewiele: I’m Hopeless When It Comes To You i Nineteen
Sixty-Three. Obie można usłyszeć na profilu musicalu na you tube. Z aktorów podobała mi się Joanna Riding jako Valerie Hobson,
niestety jej postać pojawia się tylko w dwóch czy trzech scenach.
Najbardziej wpadała w ucho Charlotte Blackledge grająca Mandy Rice
Davies. Występująca w roli Christine Charlotte Spencer chwilami
sprawiała wrażenie jakby brakowało jej głosu. A sam Stephen
Ward czyli Alexander Hanson też jakoś nie utwił mi w pamięci.
Kostiumy były utrzymane
w styulu epoki i porównując z archiwalnymi zdjeciam wydają się
być wzorowanie na tym co nosiły prawdziwe Christine i Mandy.
Niestety scenografia sprawiała na mnie wrażeniu ciut tandetnej i
jak na oczekiwania, które miałam rozczarowywała. Ale podobało mi się użycie nagłówków gazet do prowadzenia narracji. Spektakl opowiada
o skandalu więc oczywiście jest Keeler biegająca nago po scenie i
orgia.
Część krytyków
zgadzała się ze mną a musical zebrał mieszane recenzje od
rozczarowanych po zachwyconych. Ale zaledwie kilka dni temu przedłużono
czas wystawiania z 1 marca do 14 maja więc chyba radzi sobie dobrze.