niedziela, 16 listopada 2014

James I, The Key Will Keep The Lock - recenzja

Długo myślałyśmy w jakiej formie napisać o "The James Plays". Zrecenzować je wspólnie, w bardzo, bardzo długim wpisie? Poświęcić każdemu ze spektakli osobną notkę? Ponieważ zgodnie uznajemy szkocki cykl za najważniejsze teatralne wydarzenie roku, postanowiłyśmy, że każda ze sztuk dostanie własną recenzję. Oraz dodatkowo powstanie jeszcze jedna specjalna notka - o całej trylogii. Dlatego przygotujcie się, włączcie celtycką muzykę, na Zachodnim Końcu zagościła deszczowa Szkocja.

Plakat sztuki: James I i jego nemezis - Isabella Stewart (wszystkie zdjęcia ze strony spektaklu)

Pierwszy z Jamesów był najmłodszym z trzech synów Roberta III. Następcą tronu został w wieku mniej więcej dwunastu lat. Wtedy też, dla jego bezpieczeństwa podjęto decyzje o wysłaniu Jakuba do Francji. Niestety burza, piraci i książę znalazł się w angielskiej niewoli. Gdy kilka tygodni później zmarł jego ojciec zmienił się status więźnia i w rekach Anglików był już, co prawda niekoronowany, szkocki monarcha. James spędził w Anglii osiemnaście lat. Tam na dworach Henryka IV i V dorósł, uczył się, nabierał przekonań, jak powinno wyglądać sprawowanie władzy. Pierwsza sztuka zaczyna się tuż pod koniec niewoli, bardzo mocną sceną, a potem jest tylko lepiej. 

Widzowie znający Henryka V głównie z dramatu Szekspira (choćby w wersji BBC, z Tomem Hiddlestonem) będą dość zaskoczeni portretem króla w sztuce Rony Munro. Henrykiem (Jamie Sives), który klnie jak szewc, ma wredne i złośliwe poczucie humoru, a jednocześnie wielką świadomość władzy i odpowiedzialności. A także tego, że umiera. Akcja przedstawienia rozpoczyna się na polu bitwy, konfrontacją pomiędzy królem, krnąbrnymi i agresywnymi szkockimi więźniami oraz Jamesem Stewartem. Angielski władca, niemal ostatnią decyzją w swoim życiu, decyduje się uwolnić więźnia (nie rezygnując z okupu), by tym gestem zapewnić sobie lojalność Szkocji. By młodego króla jeszcze bardziej związać z Anglią, daje mu za żonę angielską arystokratkę, jedną ze swoich kuzynek, Joan.

Henryk V jakiego nie znacie

I tak James wraca do ojczyzny. Do kraju w którym poddani nawet go dobrze nie pamiętają i niezbyt chcą jego powrotu. Gdzie uważają go bardziej za Anglika, niż za prawowitego dziedzica szkockiej korony, a jednocześnie liczą że będzie można łatwo nim rządzić. James początkowo zagubiony i niepewny, wkrótce zmuszony jest podjąć kilka niewygodnych królewskich decyzji.

Wielką siłą spektaklu są wyraziści bohaterowie. 
James - dumny ze swojego dziedzictwa, pełen wyobrażeń o dobrym władcy, ale nie bardzo potrafiący rządzić. Nieco zagubiony wśród butnych Szkotów,  początkowo dość łatwo daje się zdominować klanowi Stewartów. Jest poetą i romantykiem, ale gdy zachodzi potrzeba potrafi trzeźwo ocenić sytuację. Nie lubi przemocy, ale jednocześnie wie, że może być ona jedynym sposobem na podporządkowanie sobie kraju. James McArdle portretuje swojego imiennika jako marzyciela, pragnącego w spokoju rządzić Szkocją, pragnącego być kochanym i szanowanym przez poddanych, a zwłaszcza przez żonę.

Joan (Stephanie Hyam) jest pierwszą z całej palety rewelacyjnie napisanych postaci kobiecych w trylogii. Wysoko urodzona panna, która świetnie zna się na gospodarstwie i chętnie godzi się na małżeństwo, by tylko uniknąć alternatywy - klasztoru. Jest gotowa pokochać męża i nową ojczyznę, ma tylko jedno pragnienie - chce być bezpieczna. 
Joan i Meg

Nasza ulubienica, Meg (Sarah Higgins), szkocka służka Joan. Zabawna i sprytna, pomagająca nowej pani w kraju, w którym nic nie jest takie jak obiecywano. A dzieje się tak za m.in. za sprawą jednego z najważniejszych ze szkockich rodów, klanu Stewartów. Krewnych Jamesa, którzy pod jego nieobecność mieszkali w zamku, rządzili krajem i liczyli, że powrót króla tego nie zmieni
Głową rodu jest prawy Murdac (Gordon Kennedy), jednak szyją, która zgodnie z przysłowiem kręci wszystkim, jest jego żona, Isabella. Twarda i nieustępliwa, przyzwyczajona do sprawowania władzy ma problemy z jej oddaniem i zaakceptowaniem nowej sytuacji. To jej i tylko jej bez szemrania słucha trzech brutalnych i bezwzględnych synów. Isabella w interpretacji wspaniałej Blythe Duff jest postacią z ogromnym autorytetem, odpychającą a jednocześnie wzbudzającą podziw. Ona dla dobra rodu gotowa jest na wszystko, nawet na zdradę stanu. To jedna z tych postaci, które kocha się nienawidzić.


"James I" to idealne otwarcie trylogii. Sztuka, która może być oglądana osobno, jej zakończenie nie pozostawia widza w niepewności. W której jest wszystko: piękna historia miłosna, bitwy i bójki, uczty, płomienne przemowy, dramat rodzinny i walkę króla o  władzę oraz uznanie go za prawdziwego władcę.
Szkoci, mimo, że lojalni i waleczni, są często dzicy i niewychowani, hołdujący swoim, dość barbarzyńskim tradycjom. Pięknie pokazuje to przejmująca scena nocy poślubnej, gdy zszokowana Joan dowiaduje się że wszyscy obecni na uczcie będą świadkami aktu. James stara się być czuły, ona go tylko błaga by był szybki.


Akcja rozgrywa się na scenie otoczonej półkolistymi kamiennymi ścianami, jak w zamku. Są w nich drzwi i okna, a także schody prowadzące do stojącego na podwyższeniu tronu. Dodatkowo gdzieniegdzie leżały zwały ziemi kojarzące się polami walk, których w "Jamesie I" nie brakowało.
Ważnym elementem scenografii był ogromny, wbity w scenę gigantyczny miecz. Wykorzystywany w czasie kluczowych scen w sztukach:  to zalewał się krwią, to leciały z niego iskry. Aktorzy sami ustawiali potrzebne meble czy dekoracje, rekwizyty. Chwilami wydawało się nam, że na scenie przebywa prawdziwy tłum Szkotów, dopiero później, patrząc w program widz uświadamia sobie, że cała obsada liczy zaledwie 19 osób. 

Sztuka jest intensywna i dynamiczna. Wykorzystano w niej całą przestrzeń teatru, z tyłu sceny, na podwyższeniu budując dodatkowe miejsca dla widowni, gdzie często pojawiali się aktorzy. Kostiumy, może nie specjalnie wierne jakiejś konkretnej epoce, ale zawierające mnóstwo odniesień do tradycyjnych szkockich strojów, akcent i obecna w wielu scenach szkocka muzyka dodatkowo budowały klimat spektaklu.
Nam "James I" podobał się bardzo i dlatego, z niecierpliwością, czekałyśmy na kolejne części trylogii.