"Koriolana" w Donmar Warehouse miałyśmy przyjemność obie oglądać na
żywo. Powstały z tego nawet dwie recenzje: Ani2 z pierwszego pokazu przedpremierowego i Ani1, gdy sztuka wystawiana była już od kilku tygodni.
Niestety,
mimo ogromnej sympatii i do odtwórcy głównej roli i do reżyserki,
spektakl nieco nas rozczarował. Ale słyszałyśmy opinię, że na nagraniu dla NTlive całość
wypada świetnie, dlatego Ania1 wybrała się do kina, żeby sprawdzić
jak to jest w rzeczywistości.
źródło |
Seans
kinowy rozpoczął się z niemal półgodzinnym opóźnieniem. Przez pierwsze
kilkanaście minut oglądaliśmy zdjęcia z prób i stare zapowiedzi
teatralne. Potem jednak dostaliśmy świetny dokument - trochę o Donmarze,
który jest teatrem niezwykłym, powstałym z byłego magazynu bananów, a
trochę o "Koriolanie" i o społecznym wydźwięku sztuki. Dowiedzieliśmy się, w
jaki sposób powstawała scenografia, oraz skąd pomysł, by Wirgilię, żonę
tytułowego bohatera, zagrała, Birgitte Hjort Sørensen, gwiazda
duńskiego serialu "Rząd".
![]() |
źródło |
Mieli
rację nasi znajomi - faktycznie, to przedstawienie lepiej ogląda się w
wersji NTlive, niż z 3 rzędu balkonu w Donmarze. Tym razem, na
zbliżeniach, mogłam w pełni docenić kunszt aktorski i całkowicie
zmieniłam zdanie o grze Deborah Findlay. Po styczniowym spektaklu
pisałam, że zupełnie nie kupuję jej występu, teraz wyszłam zachwycona
jej kreacją.
Tak, jest całkowicie inna od filmowej matki-generał w wykonaniu Vanessy
Redgrave, ale przez to bardziej ludzka, bardziej przystępna, a przez to
chwilami bardziej przerażająca. Nie mogę tego samego powiedzieć o Marku
Gatissie - jego Menenius wciąż nie potrafi mnie porwać.
Tom Hiddleston w tytułowej roli oraz Elliot Levey i Helen Schlesinger jako spiskujący trybuni z ludu to dla mnie nadal najjaśniejsze punkty tego spektaklu. Każde z nich dało z siebie wszystko, a ich wspólne sceny aż skrzyły się od napięcia.
![]() |
źródło |
Akcja
toczyła się wartko, to, co w teatrze zdawało się zbędnymi dłużyznami,
zupełnie umykało na ekranie kinowym. Fantastycznie brzmiała muzyka i
dźwięki tłumu czy bitwy, dochodzące z wszystkich stron. Ale to, co
najbardziej uderzyło mnie przy transmisji, to jaki ogromny postęp
zrobiły nagrania dla NTlive w ciągu niecałych dwóch lat! W "Koriolanie"
kamera czasem nie nadążała za akcją, gwałtowne zbliżenia i oddalenia nie
pozwalały skupić się na tekście sztuki. Szwankował dźwięk, trzeszczały
czasem mikrofony. Umykały istotne drobiazgi dziejące się z boku sceny
(jak choćby Wirgilia podsłuchująca, jak jej mąż jest przekonywany do
ukorzenia się przed tłumem). Większość z tych błędów została w ostatnich
transmisjach niemal całkowicie wyeliminowana. I dopiero oglądając nie
do końca perfekcyjne nagranie, potrafię docenić jak ogromną pracę
wykonała cała ekipa odpowiedzialna za seanse.