"The Duchess of Malfi" to tragedia autorstwa Johna Webstera. Ponoć jego sztuki są "jednymi z najbardziej krwawych i pełnych przemocy spośród innych angielskich dramatów". Ta opowiada autentyczną historię Giovanny d'Aragona, jej braci i męża. Inscenizację w Sam Wanamaker Playhouse wyreżyserował Dominic Dromgoole.
Zacznijmy od tego, że jako wielka fanka Gemmy Arterton jestem zupełnie nieobiektywna. Nie ważne czy Gemma hasa po pustyni, gromi czarownice, sieje zamęt na brytyjskiej prowincji czy wgryza się, w bynajmniej nie łabędzie szyje elementu przestępczego kocham ją całym sercem.
"Duchess" jest jej powrotem do The Globe. To tu debiutowała na scenie w 2007r. jako Rosaline w "Straconych zachodach miłości". Teraz wraca i, moim zdaniem, wraca w wielkim stylu.
Jej postać jest młodą, majętną wdową i ma swój pomysł na życie, który nie bardzo odpowiada jej braciom Kardynałowi (wspaniały James Garnon) i księciu Ferdynandowi (jeszcze wspanialszy David Dawson). Nasza księżna postanowiła bowiem w sekrecie poślubić Antonia (zdecydowanie mniej wspaniały Alex Waldmann) a gdy sprawa się wydała, kilka lat i trójkę dzieci później ... Cóż pisałam już, że "The Duchess of Malfi" to tragedia i raczej nikt z widzów nie spodziewał się happy endu. Chociaż przyznaję, iż na końcu liczba martwych postaci jest zaskakująco wysoka.
Gemma świetnie i przekonująco gra zarówno młodą, zakochaną, radosną i niepoważną księżną jak i później pogodzoną z losem więźniarkę. Nadal niezłamaną, mimo sadystycznych tortur jakie funduje jej Ferdynand. Jakkolwiek dziwnie to brzmi, prześliczna jest scena śmierci księżnej. Wolna, bezkrwawa. A sama księżna, mówiąc współcześnie, do końca zachowuje klasę.
Moim zdaniem Arterton ma w sobie trochę dziecięcą radość grania i ogromną frajdę z bycia na scenie. A podczas ukłonów po spektaklu widać było jak cieszyły ją brawa i reakcja publiczności. W czasie trzeciego ukłonu uśmiechała się jak małą dziewczynka, która właśnie dostała wymarzony prezent.
Do tego wyglądała zwyczajnie prześlicznie. Kostiumy, światło świec, tylko podkreślają delikatną urodę aktorki.
Jej postać jest młodą, majętną wdową i ma swój pomysł na życie, który nie bardzo odpowiada jej braciom Kardynałowi (wspaniały James Garnon) i księciu Ferdynandowi (jeszcze wspanialszy David Dawson). Nasza księżna postanowiła bowiem w sekrecie poślubić Antonia (zdecydowanie mniej wspaniały Alex Waldmann) a gdy sprawa się wydała, kilka lat i trójkę dzieci później ... Cóż pisałam już, że "The Duchess of Malfi" to tragedia i raczej nikt z widzów nie spodziewał się happy endu. Chociaż przyznaję, iż na końcu liczba martwych postaci jest zaskakująco wysoka.
Gemma świetnie i przekonująco gra zarówno młodą, zakochaną, radosną i niepoważną księżną jak i później pogodzoną z losem więźniarkę. Nadal niezłamaną, mimo sadystycznych tortur jakie funduje jej Ferdynand. Jakkolwiek dziwnie to brzmi, prześliczna jest scena śmierci księżnej. Wolna, bezkrwawa. A sama księżna, mówiąc współcześnie, do końca zachowuje klasę.
Moim zdaniem Arterton ma w sobie trochę dziecięcą radość grania i ogromną frajdę z bycia na scenie. A podczas ukłonów po spektaklu widać było jak cieszyły ją brawa i reakcja publiczności. W czasie trzeciego ukłonu uśmiechała się jak małą dziewczynka, która właśnie dostała wymarzony prezent.
Do tego wyglądała zwyczajnie prześlicznie. Kostiumy, światło świec, tylko podkreślają delikatną urodę aktorki.
Równie ważną rolę co Księżna, odgrywają jej bracia. Mroczny Kardynał i cóż, raczej nie do końca zdrowy na umyśle Ferdynand. Obaj są świetnie zagrani. Z bólem przyznaję, że chwilami chyba nawet lepiej niż sama Księżna. Nie znałam wcześniej Jamesa Garnona, ale teraz na pewno zacznę zwracać na niego uwagę. Natomiast David Dawson to dla mnie głównie dziennikarz-gnida z "Ripper Street". A, jak powiedziało mi imdb to także Points z "Hollow Crown" BBC (zupełnie go tam nie poznałam). Jako Ferdynand jest cudownie psychotyczny. Początkowo to tylko wyniosły książę, później urażony, zazdrosny brat, na końcu wariat przekonany, że cierpi na likantropię.
Bardzo podobali mi się też Sean Gilder jako Bosola (służący szpiegujący Księżną na polecenie Ferdynanda, w dużej mierze odpowiedzialny za ilość zgonów), Denise Gough jako kochanka Kardynała Julia i grająca Cariolę zaufaną służącą Księżnej Sarah MacRae. Za to najsłabszym ogniwem był Antonio i jako postać i jako aktor . Jakoś zupełnie nie zrobił na mnie wrażenia i wyszłam trochę zdziwiona, że to z jego powodu całe zamieszanie.
Zaskoczyło mnie też, że sztuka jest chwilami naprawdę bardzo zabawna. Jest też makabryczna np. woskowe ciała czy scena podczas której w całym teatrze zapada zupełna ciemność a na scenie są tylko Gemma z Dawsonem, który, jak widzowie już wiedzą, nie ma dobrych zamiarów.
Sztuka zebrała raczej pozytywne recenzje. Może nie aż tak zachwycone jak moja, ale "Duchess" to taki teatr jaki kocham najbardziej. Tradycyjny i przez to magiczny. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że niektóre sztuki, choćby "The Curious Incident of the Dog in the Night-Time" trudno byłoby wystawić bez sporego udziału nowoczesnej techniki i efektów specjalnych.
Czytałam plotki, że spektakl został nagrany przez BBc4. Mam ogromną nadzieję, że to prawda i że zostanie wypuszczony na dvd albo trafi na stronę digital theatre.