"Myszy i Ludzie", sztuka na podstawie powieści Johna Steinbecka z 1937
roku, wiosną i latem ubiegłego roku była wystawiana na Broadwayu. Brytyjsko-amerykańska obsada i bardzo dobre recenzje, sprawiły, że spektakl został w lipcu zarejestrowany dla National Theatre Live i od tego czasu jest pokazywany międzynarodowej publiczności. Dzisiaj, w Multikinach obejrzeć go mogli także polscy widzowie.
Powieść Steinbecka to klasyka amerykańskiej literatury. Jej bohaterami
jest para najemnych robotników, którzy w czasie wielkiego kryzysu
podróżują od rancza do rancza, szukając pracy i starając się
zaoszczędzić na swoje wielkie marzenie - własny kawałek ziemi. George
(James Franco) jest opiekunem i przewodnikiem Lenny'ego (Chris O'Dowd),
olbrzyma o gołębim sercu, obdarzonego ogromną siłą. Na kolejnym ranczu,
na jakim znajdują zatrudnienie poznają: jednorękiego, starego Candy'ego
(Jim Norton), poganiacza mułów Slima (Jim Parrack), syna szefa Curleya
(Alex Morf) i jego piękną żonę (Leighton Meester). Przez chwilę Lenny i
George mają swoje marzenie niemal na wyciągnięcie ręki. Inni też
zaczynają wierzyć i przez jeden piękny moment, pod koniec pierwszego
aktu, przyszłość bohaterów dramatu wygląda optymistycznie. Niestety
splot wydarzeń, czyny i ich konsekwencje prowadzą do dramatycznego
finału.
James Franco i Chris O'Dowd w jednej z wielu rozmów o upragnionej własnej farmie (źródło)
Całość
zrealizowana jest bardzo klasycznie. Na scenie mamy prerię z rzeką,
później baraki robotników, czy stodołę z belami siana. Kostiumy, muzyka,
silny południowy akcent bohaterów, wszystko nawiązuje do epoki i
miejsca, gdzie toczy się akcja. I na tym tle jeszcze bardziej błyszczy
aktorstwo. Chris O'Dowd (bardzo zasłużona nominacja do nagrody Tony)
jest Lennym. Wielkim, chichoczącym, nieśmiałym, pragnącym głaskać
wszystko olbrzymem. James Franco jako George dba o niego nieustannie -
czasem w szorstki, ironiczny, niemal okrutny sposób. To, co mnie
najbardziej zaskoczyło to chemia między postaciami. Widz wierzy w to co
widzi, w opowiadane historie i w spełnienie marzenia, bo inne postacie
zaczynają też w to wierzyć. To właśnie ta scena, po
raz kolejny usłyszana przez widzów opowieść o ich upragnionym miejscu,
wydaje się zmienić wszystko. Wzajemna relacja przyjaciół, gesty,
spojrzenia, wszystko to tworzy spójną całość. I dlatego ostatnia scena
sztuki tak bardzo szokuje.
Przed drugim aktem obejrzeliśmy krótki materiał - o ludziach i świecie, którego już nie ma. Reżyserka, Anna D. Shapiro, zauważyła, że Steinbeck pisząc swoją powieść, już wtedy opowiadał o ludziach-duchach, tych których wyparły maszyny i mechanizacja pracy na polu. Dla niej ta historia jest opowieścią o relacji niemal macierzyńskiej. Dla mnie bardziej o silnej potrzebie przyjaźni.
Na ranczu na które trafili bohaterowie, ludzi nie szokuje tak bardzo
zachowanie Lenny'ego, jak fakt że podróżują razem. "Nikt tego nie robi"
mówi Slim, opowiadając o rzeszy najemnych robotników, która przewinęła
się przez baraki. Mężczyzn bez przyszłości, tracących każdą wypłatę w
mieście, żyjących bez celu. W polu nie ma przyjaźni, jest tylko ciężka
praca. Przybycie Georga i Lenny'ego zmienia tą sytuację. Stary Candy
niemal spełnia ich marzenie oferując gotówkę umożliwiającą zakup. Slim, który całe życie był sam, na samym
końcu ułatwia George'owi najtrudniejszą decyzję w jego życiu. Z szacunku
do przyjaciela. Młodej ślicznej żonie Curleya, nieustannie
kontrolowanej przez męża, nazywanej przez innych mężczyzn zdzirą, też
brakuje zwykłej przyjaźni. "Ja chcę tylko z kimś porozmawiać" krzyczy do
krytykujących ją mężczyzn, nie rozumie, że samą swoją obecnością
przysparza im kłopotów. I to właśnie jej pragnienie rozmowy, wyrzucenia z
siebie wszystkiego prowadzi do tragedii.
Sztuka jest jest sfilmowana bardzo dobrze. Mamy zbliżenia, ale równie często widzimy szeroki plan i wszystkie postaci. Nie ma sytuacji jak w "Skylight", gdzie miałyśmy wrażenie, że bohaterowie grają niemal osobno. Tu kamera podkreśla interakcje pomiędzy aktorami, nie skupia się na jednym, zapominając o innych. Widzowie opuszczający kino wyrażali jednogłośnie bardzo pozytywne opinie. Ten spektakl to świetne i mocne rozpoczęcie teatralnego roku w kinach.