piątek, 1 maja 2015

Behind the Beautiful Forevers - recenzja po seansie

"Zawsze Piękne: życie, śmierć i nadzieja w slumsach Bombaju", pod takim tytułem (wziętym z książki, na podstawie której powstała sztuka), mogliśmy oglądać kolejny spektakl w cyklu "Sztuka brytyjska na dużym ekranie".  Nie wiem, czy to dość niefortunne tłumaczenie całości tytułu książki (gdy sztuka zadowoliła się pierwszą częścią) zniechęciło ludzi, czy fakt, że był to wieczór przed długim weekendem, ale zazwyczaj niemal wyprzedane poznańskie kino, tym razem nie było wypełnione nawet w połowie.

wszystkie zdjęcia stąd

Podstawą dla sztuki Davida Hare była powieść Katherine Boo. Pisarka spędziła w slumsach trzy lata, poznając ich mieszkańców i spisując ich opowieści.
"Zehrunisa i jej syn Abdul, którzy zbierając i sprzedając śmieci chcą uzbierać na dom. Dwunastoletni Sunil, który chce jeść aż będzie tak duży jak złodziej Kalu. Kradnąca rządowe, przeznaczone do walki z biedą, środki urzędniczka Asha, która za ich pomocą chce podnieść swój status społeczny oraz jej ucząca się córka Manju. Ale ich planom zagrażają recesja oraz jedna z mieszkanek slumsów, której oskarżenia zniszczą ja samą i zatrzęsą okolicą".

Tyle z oficjalnego streszczenia. Slumsy Annawadi, przylegające do ogromnego lotniska, są małym światem samym w sobie. Bohaterowie orientują się w ekonomii lepiej niż niektórzy bogacze, żyjący "za murem". Wiedzą że krach na Wall Street oznacza spadek cen skupu surowców, że Igrzyska w Chinach to znowuż boom gospodarczy, także dla nich. Tam nie ma marazmu i beznadziei, wszyscy są zajęci swoimi sprawami. Ten obszar to także prawdziwa mieszanka kulturowa i religijna - muzułmanie, chrześcijanie, wyznawcy hinduizmu.... mieszkają ściana w ścianę, ale wcale nie bezproblemowo. Zazdrość, chciwość, chęć pokazania się, życia jak najlepiej, wszystko to kotłuje się na małej przestrzeni i oczywiście prowadzi do tragedii.

Zehrunisa, obdarzona bardzo bogatym słownictwem ;)

Głównymi bohaterami tej historii są kobiety. Silne, niezależne na tyle na ile potrafią, samodzielne, bo nie mają innego wyjścia. Zehrunisa (fenomenalna Meera Syal) rządząca zbieraczami, żyjąca w slumsach poniekąd z wyboru - alternatywą jest powrót do małej muzułmańskiej wioski i burka. Jej córka Kehkashan (Anjli Mohindra) uciekła z zaaranżowanego małżeństwa, gdy znalazła dowody niewierności męża. Asha (także fantastyczna Stephanie Street) ma ambicje. Ona jest poniekąd szefową slumsów, do niej przychodzą zdesperowani ludzie po pomoc. I ona im tej pomocy udziela, za odpowiednią opłatą oczywiście. Asha wie komu dać łapówkę, z kim rozmawiać, gotowa jest na wszystko by ze slumsów uciec, a swoje marzenia przelewa na Manju (delikatna a jednak silna Anjana Vasan), córkę którą wysłała na studia, by zapewnić jej lepsze życie. Manju w sekrecie uczy Meenę (Anneika Rose), swoją przyjaciółkę, którą rodzice przygotowują do małżeństwa, wymuszając posłuszeństwo biciem i szlabanami. Fatima (wulkan energii Thusitha Jayasundera), "kuternoga", sąsiadka Zehrunisy, do południa zabawiająca się z każdym chętnym mężczyzną, nie może znieść muzułmańskiego sąsiedztwa. Mamy też skorumpowaną urzędniczkę Poornimę (Nathalie Armin), sędzię, dla której najważniejsze są premie, policjantkę liczącą na łapówki i tak dalej.

Manju i Meena czyli lekcja literatury anglojęzycznej w toalecie

A mężczyźni? To chłopcy, tacy jak Abdul - nie pasujący do otoczenia, zamyślony i z ideałami (Shane Zaza), sortujący śmieci z niesamowitą szybkością. Sunil (Hiran Abeysekera) marzący ciągle o lepszym życiu, czy synowie Ashy i Zehrunisy nie bardzo wiedzący co ze sobą zrobić. Drugim rodzajem mężczyzn są ich mężowie - słabi, często pijący, chorzy, całkowicie polegający na swoich silnych żonach. Są jeszcze ci, którzy mają władzę: brutalni policjanci, skorumpowani politycy, zimni strażnicy. Jest też nauczyciel z poprawczaka i sędzia (w obu rolach Pal Aron), jedyni którzy zdają się mieć sumienie i nie liczą tylko na własny zysk.
Ten tłum postaci niemal nieustannie kłębi się na scenie, jest kolorowo i głośno, konflikty rozwiązywane są krzykiem i rękoczynami.

Abdul - filozof i marzyciel

Katrina Lindsay, odpowiadająca za scenografię, dokonała rzeczy zdawałoby się niemożliwej. Zmieniła dostojną scenę teatru Olivier w zakurzone, zagracone, upalne uliczki slumsów. Wypełnione hałasem silników przelatujących samolotów, tętniące muzyką i pokrzykiwaniami mieszkańców. Chwila gdy scenę zasypuje stos spadających z sufitu plastikowych butelek, wśród których natychmiast pojawiają się zbieracze i w skomplikowanym tańcu sprzątają wszystko, przypominała mi trochę przeprawę Christophera z "The Curious Incident of The Dog in the Nightime" przez londyński dworzec. Każda postać wiedziała co robi, każda poruszała się celowo, całość sprawiała niesamowite wrażenie. Widać panującą nad wszystkim rękę reżysera Rufusa Norrisa. Ten planowy chaos, feeria barw i bardzo sprawnie poprowadzona akcja, sprawiają, że widz nawet na chwilę nie może złapać oddechu.

sorterzy w akcji

Sztuka jest zupełnie inna od tego do czego przyzwyczaił nas National Theatre. Ale, jak podkreślali krytycy, dzięki niej stał on się prawdziwym teatrem narodowym. Cała obsada to hindusi - wielu z nich od pokoleń mieszkający w Wielkiej Brytanii, jednak bez problemów powrócili do swojego silnego akcentu (i tu wychodzi wielka zaleta oglądania spektakli w kinie - tym razem były momenty, w których napisy były niezbędne do zrozumienia dialogów).

Przed seansem mogliśmy obejrzeć krótki film dokumentalny o powstawaniu spektaklu: wywiady z aktorami, z Davidem Hare, autorem adaptacji i samą Katherine Boo. A tuż po przerwie na scenie pojawił się Rufus Norris i odpowiedział na parę pytań prowadzącej. Dowiedzieliśmy się, że Katherine zabrała nagraną kopię spektaklu i pojechała z nią do Bombaju. Pokazała ją w Annawadi i przekazała reżyserowi, że ludziom bardzo się spodobało. Krytycy również podzielili tę opinię, spektakl otrzymał głównie solidne 4-gwiazdkowe recenzje.
Asha i Manju czyli rozmowy matki z córką

A jednak mimo wszystkich zachwytów, czegoś nam w sztuce zabrakło. Może zamknięcia wszystkich historii? Tak naprawdę tylko jedna z nich doczekała się pełnego zakończenia. A może taki właśnie był cel tego spektaklu? Byśmy my, widzowie, wychodzili z teatru czy kina niespokojni. Mimo, że zakończenie niesie ze sobą nadzieję, pewność, że dobro i prawość jednak czasem zwyciężą, to świadomość tego, ile razy triumfują zło i ludzki egoizm, nie pozwala przejść nad spektaklem do porządku dziennego.

Czy podobało nam się? Bardzo. Ale ten jeden raz wystarczy.
Natomiast gdybyście mieli ochotę doświadczyć spektaklu na żywo to wystawiany jest jeszcze do 5 maja.