czwartek, 31 grudnia 2015

Measure for Measure, Young Vic - recenzja

Od kiedy ogłosili obsadę tego spektaklu, stał się on moim teatralnym marzeniem. Bardzo cenię Romolę Garai, zarówno jako świetną aktorkę jak i po prostu fantastycznego człowieka. Nie mogłam się doczekać, żeby zobaczyć ją w roli Isabelli.

Wszystkie zdjęcia ze strony spektaklu
Teatr Young Vic to jeden z naszych ulubionych londyńskich teatrów. Sztuki tam wystawiane zawsze niosą ze sobą coś więcej, odważnie przełamują granice, pokazują, że klasykę można odczytać na nowo i wtedy, zaskakująco pasuje ona do teraźniejszości. Czasem osiągają spektakularny sukces, jak przy "A View from the Bridge", czasem potykają się jak przy "The Trial". Ale zawsze próbują sięgać głębiej.
O czym jest "Miarka za miarkę" można przeczytać w recenzji tegorocznego wystawienia sztuki w Globe. Wersja z Young Vica została skrócona, wystawiano ją jednym ciągiem, bez antraktu. Obcięto komediowe wstawki, skupiono się bardziej na dramacie.

Diuk
Joe Hill-Gibbins wyreżyserował spektakl pełen podtekstów. Nic nie jest tam do końca oczywiste, a przede wszystkim nie ma jednoznacznego dobrego, pozytywnego bohatera. Każdy grzeszy. Nawet kryształowa Isabella, godząc się na oszukanie Angela, podstawiając mu byłą narzeczoną. Jej silna wiara, absolutna niewinność, chęć chronienia siebie i tego, co dla niej najważniejsze, prowadzi ją także na moralnie wątpliwą ścieżkę. I jako jedyna poniesie za to najsurowszą karę. 

Ta adaptacja "Measure for Measure" różni się od innych, bardziej tradycyjnych wystawień wieloma rzeczami. Jedną z nich jest zakończenie. O ile w samej sztuce jest ono dość otwarte, tu Diuk zabawił się w Boga. Połączył wszystkich bohaterów w pary, według własnego uznania, sobie zostawiając Isabellę. Jej pragnienia i życzenia okażą się nic nie warte w obliczu jego władzy. A on przyciągając ją do siebie i całując jasno pokazał, czego od niej chce. 


Dekadencki klimat Wiednia jest podkreślony najbardziej niezwykłą scenografią, jaką kiedykolwiek widziałam w teatrze. Cała scena, gdy kurtyna idzie w górę, jest zasłana dmuchanymi erotycznymi lalkami obojga płci. Dopiero z tego stosu wynurzają się aktorzy. Porządki Angela są wzięte bardzo dosłownie. Wszystkie lalki zostają zgarnięte na tył sceny. Bo też i scena jest podzielona na dwie części. Pierwsza, normalna, odgrodzona od drugiej drewnianymi rozsuwanymi panelami. To, co się dzieje w głębi, obserwujemy w trakcie projekcji na żywo, wyświetlanych na panelach. Tak oglądamy sceny więzienne, tak Diuk w przebraniu zakonnika wyjawia nam swoje plany. Wszystko podkreśla gorączkowy nastrój niepokoju. Wszyscy aktorzy mają też przypięte mikrofony, ich głos brzmi niezwykle donośnie w maleńkim teatrze. Wszyscy poza Romolą Garai. Jej Isabella jako jedyna mówi cicho, ale przez to jest jeszcze bardziej słyszalna. Romola hipnotyzuje. Gdy tylko pojawia się na scenie, cała uwaga skupia się na niej. Ubrana w prostą sukienkę, z włosami osłoniętymi chustką, wydaje się jak przybysz z innego świata na tle pozostałych bohaterów. 

Angelo i Isabella

Angelo Paula Ready'ego i Diuk Zubina Varli są zaskakująco podobni do siebie. Obaj absolutnie przekonani o swoich racjach, obaj wykorzystujący władzę do własnych celów.

Całość pulsuje gorączkową energią, nie ma tam nic z lekkiej komedii. Wiemy, że dramat jest nieunikniony, a pozornie szczęśliwe zakończenie wydaje się niezwykle gorzkie, ale doskonale pasujące do atmosfery przedstawienia.

Krytycy podzielają moją opinię. Spektakl zebrał głównie czterogwiazdkowe recenzje i wszyscy jednogłośnie chwalili grę Romoli Garai. Bo tak naprawdę "Measure for Measure" było jej popisem.