poniedziałek, 28 grudnia 2015

Mr Foote's Other Leg - recenzja

Proszę państwa, oto pan Foote. Komik, satyryk, wspaniały naśladowca, nie mający hamulców, nie przestrzegający granic. Wraz z dwójką przyjaciół trzęsie sceną teatralną osiemnastowiecznego Londynu (a przyszły król Jerzy III jest mu niezwykle przychylny). Prawdziwy celebryta tamtych czasów, ludzie przychodzą bardziej oglądać jego, niż to co prezentuje. I nawet utrata nogi, wg wielu tragedia, która powinna zakończyć karierę aktora, nie zmienia Samuela Foote - sprawia jedynie, że jeszcze bardziej balansuje na krawędzi tego, co dozwolone i  przyzwoite.

źródło

Sztuka Iana Kelly'ego "Mr Foote's Other Leg" wystawiana była na początku roku w Hampstead Theatre. Odniosła wielki sukces i zebrała tak rewelacyjne recenzje, że jesienią została przeniesiona na West End, do teatru Haymarket. Tego samego, o którym opowiada i, na deskach którego pan Foote wyśmiewał wszystko i wszystkich.

Pierwszy akt jest niesamowicie zabawny - w bardzo inteligentny, złośliwy sposób. Drugi akt przypomina nam dobitnie, dlaczego sztuka jest reklamowana jako tragikomedia...

Mimo dobrego tekstu uważamy, że przedstawienie nie byłoby tak wspaniałe gdyby nie obsada. Simon Russell Beale ("Temple") błyszczy, czy to rzucając cięte riposty, czy to paradując w coraz bardziej wyszukanych sukniach, czy w bardziej poruszających, dramatycznych scenach. Godnie partneruje mu wspaniała Dervla Kirvan w roli Peg Woffington, ze słownictwem, które u niejednego marynarza wywołałoby rumieńce. Pełna energii i gotowa na wszystko, pewna siebie, ale też zachowująca dystans do swojej profesji i sytuacji, to jedna z tych postaci, które lubi się od pierwszego pojawienia na scenie. Ostatni z tria, Joseph Millson ("Macbeth"), jako David Garrick, ten najbardziej wyważony, dbający o opinię, a zwłaszcza o własną karierę.
Rewelacyjni są także aktorzy z drugiego planu, na czele z samym autorem sztuki w roli Jerzego III, Colin Stinton (Benjamin Franklin), czy Jenny Galloway (wierna gospodyni i zarządca teatru, pani Garner). To naprawdę ogromna przyjemność, oglądać spektakl tak rewelacyjnie zagrany.

Pan Foote, książę Jerzy, gospodyni, Peg, David Garrick i wierny lokaj Frank - czyli wystawmy sztukę inną niż wszystkie (źródło)

Całość jest bardzo sprytnie wystawiona. Pierwszą sceną spektaklu jest poszukiwanie zagubionej nogi tytułowego bohatera, już po jego śmierci. Potem przenosimy się w przeszłość, do czasów, gdy młody Samuel uczęszczał do szkoły aktorskiej (i gdzie poznał swoich przyjaciół). A później skaczemy w czasie czasem kilka miesięcy, czasem kilka lat. Bogata scenografia, autorstwa Tima Hatleya, nie pozostawia cienia wątpliwości gdzie się w danym momencie znajdujemy: czy to kulisy teatru, garderoba, sypialnia, czy gabinet szalonego naukowca. Reżyser Richard Eyre w pełni panuje nad wszystkim - widać jak sprawnie prowadzi aktorów, jak całość rozwija się z szalonej komedii w przejmujący dramat o przemijaniu, zapomnieniu i cenie sławy.
W końcu dziś, na West Endzie, mamy teatr Garricka. O Samuelu Foote, tak przekonanym o swoim wpływie na potomnych, o wadze tego co mówi i co pokazuje, nikt nie pamięta...

Nikt nie nosił majestatycznych sukni jak Samuel Foote! (źródło)
To, co najbardziej uderza w sztuce to jej zakończenie. A raczej jego brak. My widzowie nie dostępujemy catharsis. Nie możemy rozpaczać nad ofiarami, kibicować zwycięzcom. Jesteśmy pozostawieni w zawieszeniu, niespokojni i zaskoczeni. Dowodem na to, jak spektakl mocno na nas wypłynął, niech będzie fakt, że obie przejechałyśmy swój docelowy przystanek. Laura, która nam towarzyszyła, przesiadła się do niewłaściwego metra... A mimo to, nie byłyśmy w stanie o tym rozmawiać, każda w milczeniu starała się po swojemu zrozumieć, co obejrzała. To też świadczy o ogromnej sile przedstawienia.

Pamiętacie, jak "Zakochany Szekspir" został nazwany przez krytyków listem miłosnym do teatru? "Mr Foote's Other Leg" to też list: trochę sentymentalny, trochę gorzki, przejmująco smutny, ale jednocześnie niezwykle zabawny. 

Najpiękniejsza i najbardziej wzruszająca scena z całego przedstawienia... (źródło)

Sztuka będzie wystawiana w teatrze Royal Haymarket do 23 stycznia. Bilety w cenie £65-£15 można kupować na stronie teatru. My polecamy bilety dzienne (bez kolejek - w chwili otwarcia kas byłyśmy jedynymi klientami), za jedyne £15, w pierwszym rzędzie, a scena mimo ostrzeżeń, wcale nie jest aż tak wysoka.