"Skylight" (polskie tłumaczenie - "Prześwit") to nagrodzona Olivierem sztuka brytyjskiego dramaturga Davida Hare z 1995 roku. Premierowo wystawiana była w National Theatre, a w głównych rolach wystąpili Lea Williams i
Michael Gambon, który za swoją kreację także dostał Oliviera. Spektakl doczekał się transferu na West End do Wyndham's
Theatre i na Broadway, aktorzy zdobyli nawet nagrody Tony. W 1997 roku w
londyńskim Vaudeville Theatre dramat wystawiono ponownie, a zagrali w
nim Stella Gonet i Bill Nighy.
Tego lata sztuka
powróciła do Londynu, w reżyserii Stephena Daldry. Ponownie do Wyndham's Theatre, ponownie z Billem
Nighym, któremu tym razem towarzyszyła, debiutująca na West Endzie, Carey Mulligan. Pisałyśmy o tym
tutaj.
wszystkie zdjęcia ze strony NT live
Żadna z nas nie
miała przyjemności obejrzenia sztuki na żywo, ale obsada, bardzo dobre
recenzje i zachwyty jednej z naszych Czytelniczek sprawiły, że
zasiadłyśmy w kinach przekonane, że czeka nas prawdziwa
teatralna uczta.
Teraz, po wyjściu z kina, mamy co najmniej mieszane uczucia. Sztuka jest bardzo dobra. Jest, mimo niemal dwudziestu lat i skoku technologicznego, zaskakująco aktualna w swojej wymowie. Jest manifestem społecznym, ale takim, który pozwala wypowiedzieć się obydwu stronom, obydwu przyznaje część racji. Żywiołowe reakcje publiczności pokazywały jak bardzo takie tematy są potrzebne na deskach teatru. Mimo, że społeczna tematyka spektaklu nie do końca przystaje do polskich realiów, jest jednocześnie na tyle uniwersalna, że mogą się z nią utożsamiać widzowie nie tylko w Wielkiej Brytanii. Jednak "Skylight" jako dramat o skomplikowanym związku dwojga osób, różniących się w każdym względzie (od wieku przez dochody aż po poglądy), naszym zdaniem nie sprawdza się zupełnie, a przynajmniej nie w tej adaptacji.
Bohaterów w spektaklu mamy troje: Edwarda (Matthew Beard), 18-letniego syna Toma (Bill Nighy), który w akcie desperacji odwiedza dawną przyjaciółkę rodziny Kyrę (Carey Mulligan), prosząc ją o pomoc ojcu. Kyra była kiedyś kolejnym domownikiem Sergeantów, jednak trzy lata temu zniknęła z ich życia. Niedługo później, matka Edwarda, Alice, zachorowała na raka, a rok przed akcją sztuki zmarła. Teraz Kyra żyje w obskurnym mieszkaniu i uczy w szkole dzieciaki z trudnych środowisk. Tom jest odnoszącym wielkie sukcesy przedsiębiorcą, posiadającym sieć restauracji i hoteli. A Edward to zagubiony nastolatek, w pełnym rozkwicie buntu, próbujący zrozumieć, co tak właściwie poszło źle z całym życiem. Tego samego wieczora Kyrę odwiedza również Tom. Niemal cała sztuka to ich rozmowy, spory i godzenie się, wybuchy i cichy smutek.
tak blisko i tak daleko: Bill Nighy i Carey Mulligan
Dowiadujemy się, że Kyra i Tom przez sześć lat mieli romans. Ona go kochała całą sobą, on też dał się porwać uczuciom. Jednak, gdy Alice dowiedziała się o wszystkim, Kyra odeszła bez słowa. W trakcie spektaklu widzowie odkrywają kolejne warstwy ich związku, poznają racje obu stron. Jednak nie mogłyśmy się pozbyć wrażenia, że o namiętności łączącej bohaterów tylko słyszymy. Że więcej pasji Kyra wkłada w obronę swojego sposobu na życie, niż w deklaracje miłości. Tom jest zabawny i ironiczny, złośliwy mistrz ciętych ripost, absolutnie przekonany o swojej racji, a także o uczuciu do dawnej kochanki. Ale znowu są to tylko słowa.
Nie wiem czy wpływ na to ma fakt, że w czasie całego, ponad dwugodzinnego przedstawienia, aktorzy dotknęli się tylko kilka razy. Dowiadujemy się co się wydarzyło w godzinach oddzielających czas akcji dwóch aktów, widzimy ich wstających z łóżka i ubierających się w pośpiechu, ale... między nimi nic nie iskrzy. Carey i Bill grają swoje postacie rewelacyjnie. Ona jest wyciszona, ale potrafiąca gdy trzeba wybuchnąć, on nieodmiennie pewny swojej wyższości: zarówno finansowej jak i doświadczenia życiowego. Oboje niby przyznają, że słyszą drugą osobę, że akceptują argumenty, ale tak na prawdę nie ustępują w swoich racjach nawet na krok. "Prześwit" to popis pary aktorów, która nie potrafi pokazać widzom właśnie pary kochanków. Po prostu zabrakło pomiędzy nimi choćby odrobiny chemii. Mamy wrażenie, że Bill (powtarzający swoją rolę sprzed 17 lat) i Carey, która mimo niemal 30 lat nadal wygląda na młodziutką studentkę, są po prostu niedobrani. I, o ile osobno pasują do swoich postaci, tak nie pasują do siebie. Wydaje nam się, że zarówno on byłby o wiele bardziej przekonującym Tomem przy innej Kyrze, tak i ona byłaby lepszą Kyrą przy innym Tomie.
Być może nasze wrażenia są częściowo spowodowane przez sposób filmowania. Widzowie w teatrze widząc całą scenę mogli obserwować aktorów grających ze sobą. Ruchoma kamera i dużo zbliżeń sprawiało, że chwilami miałyśmy wrażenie, jakby bohaterowie grali obok siebie.
Świetną, przekonującą i chyba niedocenianą postacią był Edward. Matthew Beard, ze swoim akcentem, pozami i manierą przeciągania słów. Jedynym, który niczego nie udawał, który w swoim zagubieniu i pragnieniu pomocy, był bardziej szczery niż wszelkie deklaracje miłości między jego ojcem a dawną przyjaciółką.
Matthew Beard i Carey Mulligan
Bardzo duże wrażenie zrobiła na nas scenografia. Tło w postaci ściany bloku, gdzie zapalające i gaszące się w oknach światła pokazują upływ czasu, maleńka kuchnia i zardzewiały bojler, czy ruchoma ściana oddzielająca łazienkę, wszystko to potęgowało wrażenie ciasnoty i zagracenia. Rozumiemy teraz także dobrze komentarz jednego z widzów teatralnych, że w czasie antraktu większa część balkonu ruszyła do baru. Zapachy unoszące się z gotowanego przez bohaterkę aromatycznego sosu, musiały być ciężkim doświadczeniem dla głodnej publiczności :)
PS: Tuż przed drugim aktem widzowie w kinie mogli obejrzeć wywiad z autorem sztuki, Davidem Hare. On także podkreślał społeczny i polityczny wydźwięk dramatu, zachwycał się aktorami i reżyserem, ale powiedział także jedną ciekawostkę. Warunkiem by sztuka mogła powrócić do Wyndham's Theatre było to, że zostanie pokazana w cyklu NT live. I mimo, iż nie podzielamy stuprocentowo zachwytów krytyków, jesteśmy panu Hare za to bardzo wdzięczne.
Rozumiemy też, dlaczego nazwisko Carey pojawia się w spekulacjach olivierowych, jednak uważamy, że w tym roku musi ustąpić ona pola innym aktorkom.