piątek, 14 sierpnia 2015

Zaproszenie i ogłoszenie

Zaproszenie:

Już za tydzień w Poznaniu odbędzie się XXX jubileuszowy Polcon. Będziemy na nim z kolejną zachodniokońcową prelekcją. Tym razem - 50 twarzy Hamleta!

Co łączy Terminatora z Królem Lwem? Benedicta Cumberbatcha z Małym Księciem? Doctora Who z Sons of Anarchy? Od ponad 400 lat tragiczne wydarzenia na elsynorskim dworze fascynują i inspirują artystów - na najróżniejsze (czasem bardzo dziwne) sposoby. Przedstawimy 50 (poważnych i nie) przykładów na to, że książe duński jest wiecznie żywy w popkulturze, a Hamletem może być każdy.

Będzie jak to zwykle u nas - czasem poważnie, czasem nie do końca, 50 różnych przykładów, a na zakończenie - konkurs! Do wygrania wejściówki, oczywiście na "Hamleta" :)
Zapraszamy w piątek, 21 sierpnia, na godzinę 18, do sali popkulturalnej.

Ogłoszenie:
Urlop nareszcie! Mamy wolne i zamierzamy odpoczywać na całego (i tym razem nie w Londynie, gdzie jakkolwiek oglądanie 11 sztuk w 5 dni jest ekscytujące, ale wypoczynkiem tego nazwac nie można ;) ), dlatego przez najbliższe dwa tygodnie na blogu będzie panowała wakacyjna cisza. 

Chyba, że nagle ogłoszą powrót na scenę Toma Hiddlestona/Davida Tennanta/Gemmy Arterton/Billie Piper (i jeszcze paru innych) - wtedy natychmiast o tym napiszemy. Urlop urlopem, ale priorytety teatralne trzeba mieć!

dokładnie tak sobie wyobrażamy nasz urlop (źródło)

A View from the Bridge - kilka uwag po seansie

"Widok z mostu" został już zrecenzowany na blogu: zarówno wersja z Young Vic jak i z Wyndham's Theatre, gdzie sztuka została przeniesiona (i gdzie została sfilmowana). Poniżej kilka uwag o spektaklu wyświetlanym w cyklu "Sztuka brytyjska na dużym ekranie"  , tym razem w dwugłosie: Ani1, mostowej nowicjuszki, dla której seans kinowy był pierwszym spotkaniem ze spektaklem i Ani2, która widziała sztukę na żywo, w Londynie, w obu teatrach.

wszystkie zdjęcia ze strony NT Live

Ania1:
Jaki to jest świetny spektakl! 
W pełni zasłużone pięciogwiazdkowe recenzje, zachwyty i deszcz nagród. Wszystko jest tam dopracowane w najdrobniejszym szczególe, każda pauza ma swoje znaczenie, powolny rytm wybijany na bębenku tylko potęguje wrażenie niepokoju. Skrajnie minimalistyczna scenografia, stonowane kostiumy, wszystko to pozwala w pełni skupić się na ludziach, ich dramatach i emocjach.

Ta sztuka to popis aktorski. Rewelacyjny jest Mark Strong jako doker Eddie, tak pewny swojej racji. Czasem, na ogrodzonej z 4 stron scenie, czuje się lew w klatce - ograniczony swoim zaślepieniem, niezdolny do ustąpienia choćby na krok. Przekonany, że jego troska o młodą wychowankę jest tylko czystym ojcowskim uczuciem. 


Ale dla mnie całość ukradły kobiety. Nicola Walker (znana choćby z "Dziwnego Przypadku Psa") jako żona Eddiego, Bea, ta która jako pierwsza zrozumiała co się dzieje i na swój sposób, zdroworozsądkowo, starała się walczyć z zauroczeniem męża. Praca kamery często skupiała się na jej twarzy, pozwalała zauważyć spojrzenia jakie rzucała w stronę Eddiego, jak nieustannie śledziła sytuację, gotowa do natychmiastowej reakcji w razie potrzeby. Lojalna, odważna i prosto deklarująca swoje uczucia.
Phoebe Fox jako młoda Catherine to teatralne objawienie podobne do Vanessy Kirby w "Tramwaju Zwanym Pożądaniem". Niewinna ale jednocześnie prowokująca, zagubiona w swoich pragnieniach i poczuciu lojalności. Kochająca Eddiego jak ojca, ale raz przyznała że "widzi i rozumie wszystko". Te wszystkie sceny, gdy rzucała mu się na szyję, siadała na kolanach, gdy gładził ją po twarzy, po nogach, balansujące na granicy czegoś zakazanego, robiły ogromne wrażenie. Niby nic gorszącego, a jednak niepokojące w swojej intensywności. Eddie nie potrafił się od niej uwolnić, pragnienie którego nie ośmielał się nazwać, do którego nawet przed sobą się nie przyznawał, niszczyło jego małżeństwo, a w końcu doprowadziło do dramatycznego finału. A mimo to w ostatniej scenie wyciągnął ręce ku Bei, nie ku Katie. Czyżby dopiero umierając zrozumiał, co tak naprawdę z nim się działo?


Niezwykle spodobał mi się zabieg z prawnikiem-narratorem i uczestnikiem wydarzeń jednocześnie. To co mogłoby zupełnie zepsuć spektakl, pokierowane pewną dłonią Ivo van Hove, zmieniło się w swoisty licznik odliczający do tragedii. Przed spektaklem obejrzeliśmy krótki dokument o powstawaniu produkcji. W nim Ivo mówił, że chciał by widzowie od początku mieli wrażenie, że obserwują dwa samochody jadące na przeciwko po tym samym torze. Chciał by wiedzieli, że katastrofa jest nieunikniona. Moim zdaniem udało mu się to w stu procentach.

To nie była lekka wakacyjna rozrywka. To była Sztuka. Zmuszająca do myślenia, wywołująca dreszcze, przygnębiająca, ale TAKA DOBRA!



Ania2:
"Widok z mostu" to spektakl, który mogę oglądać w nieskończoność. Za każdym razem odkrywam w nim coś nowego, innego. Za każdym razem mnie zachwyca. Nie inaczej było podczas seansu. Nie będę już pisać o wspaniałych kreacjach aktorskich, za to skupię się na samej stronie technicznej pokazu. 
Pierwszy raz oglądałam spektakl widziany wcześniej na  żywo i bardzo ucieszyło mnie, że nie stracił nic ze swojej "mocy", że nadal porusza. Podobał mi się sposób filmowania i prowadzenia kamer. Płynne przechodzenie od zbliżeń do dalekiego planu, co pozwalało zobaczyć najdrobniejsze zmiany w mimice, drobne gesty, które czasami umykają podczas oglądania sztuki na żywo. Jednocześnie wystarczająco często pokazywano całą scenę, by widzowie mogli poczuć się trochę uczestnikami wydarzeń. Tylko raz zmieniłabym sposób filmowania - podczas sceny z krzesłem. Oglądana z odległości robiła większe wrażenie i pozwalała obserwować reakcje wszystkich bohaterów, a nie tylko niewątpliwy wysiłek Marco, na którym skupiona była kamera.

Środek sierpnia to jednocześnie środek sezonu urlopowego. Wiemy, że kilku naszym Czytelnikom nie udało się z tego powodu dotrzeć do kin. Liczymy po cichu, że "Widok z Mostu" zostanie powtórzony, może w przyszłym roku? Bo każdy powinien mieć szansę go obejrzeć.

środa, 12 sierpnia 2015

American Idiot - recenzja z newsikiem

Jest 11 września 2001 roku, dwa samoloty uderzają w wieże WTC, George W. Bush wypowiada wojnę terroryzmowi. Na tym tle, do dźwięków Green Day, oglądamy rok z  życia trzech przyjaciół. Wspólnie planują założenie zespołu, przeprowadzkę do Nowego Jorku i oczywiście zostanie gwiazdami. Życie dość szybko weryfikuje ich marzenia.  Jeden rezygnuje z wyjazdu, kiedy okazuje się, że zostanie ojcem. Drugi zaciąga się do wojska. Trzeci pogrąża się w świecie narkotyków i rozrywek. 


wszystkie zdjęcia stąd

American Idiot w reżyserii Michaela Mayera to nie nowość. Premiera musicalu, za muzykę do którego odpowiada grupa Green Day, a za słowa jej wokalista Billy Joe Armstrong, miała miejsce w 2009r. w Berkley w Stanach Zjednoczonych. Potem musical trafił na Broadway, gdzie zdobył dwie nagrody Tony. Od tamtej pory odbyły się trzy trasy po Stanach Zjednoczonych, przedstawienia w Tokyo i Seulu i wreszcie, w 2012 roku, trasa po Wielkiej Brytanii, obejmująca też Londyn.  

Chciałam zobaczyć spektakl już od dawna i jego powrót do Londynu, tym razem do Arts Theatre, bardzo mnie ucieszył. 
Arts to raczej mały teatr, dodatkowo miałam miejsce w 1 rzędzie i aktorów naprawdę na wyciągnięcie ręki. Po kilku minutach przestałam się bać, że ktoś z obsady wyląduje mi na kolanach. Było głośno, kolorowo i energetycznie. 


Bardzo młoda obsada, której nazwiska nic mi nie mówią ale Amelia Lili według strony musicalu (Whatshername) jest finalistką  jednej z edycji brytyjskiego X-Factor, zaś Aaron Sidwell (Johnny) to "gwiazdor muzycznych teatrów".  Mnie wokalnie najbardziej podobali się Raquel Jones (Extraordinary girl) i Lucas Rush (St. Jimmy).

Jak na punkowy spektakl przystało kostiumy były "tradycyjne": glany, ćwieki, potargane i pocięte stroje, kolorowe włosy, siatkowe rajstopy, skórzane elementy, ale także mundury. 

Scenografia była dwupoziomowa - na górze widzieliśmy kanapę w mieszkaniu Willa, dół był to ulicą, to nowojorskim mieszkaniem Johnny'go, klubem, koszarami. W tyle sceny nieustannie grali dwaj gitarzyści, a otaczały ją śniany wymalowane w graffiti. W tle widniał ekran telewizora z fragmentami wiadomości - te zresztą emitowane były już w czasie kiedy widzowie siadali na miejscach. Bardzo zaskoczyła mnie rozpiętość wieku publiczności: od wczesnych nastolatków takich po 13 lat, których mogło jeszcze nie być na świecie 11 września, przez dużą rzeszę osób w moim wieku, po eleganckie panie w wieku mojej babci. 


Samo przedstawienie podobało mi się, ale nie zachwyciło aż tak jak oczekiwałam. Zastanawiam się czy musical nie miał ambicji być "Hair" swojego pokolenia - jeżeli tak to jednak trochę mu brakuje. A może to tylko moje europejskie spojrzenie i w Ameryce odbierają go zupełnie inaczej? 
Co jednak nie znaczy, że nie chodzę i nie nucę "Extraordinary Girl" czy "Homecoming".
Spektakl zebrał dobre, w większości czterogwiazdkowe recenzje. Podjęto nawet decyzję o przedłużeniu wystawiania o dwa miesiące, do 20 listopada. Można go zobaczyć od wtorku do niedzieli, a bilety w cenach: £15, £20, £32.50, £45, £55, £65, nadal są dostępne na stronie produkcji. 


Newsik, zapowiadany w tytule:
Billemu Joe Armstrongowi, najwyraźniej spodobało się w teatrze i liczymy, że jego kolejny projekt doczeka się także transferu do Londynu. Billy zajął się Szekspirem i stworzył piosenki do musicalu "These Paper Bullets",  historii luźno opartej na Much Ado About Nothing. Premiera miała miejsce w ubiegłym roku w Yale Repertory Theatre. Na wrzesień planowane są przedstawienia w Los Angeles. Zobaczymy, co powiedzą krytycy i jak przyjęty zostanie spektakl, ale naszym zdaniem zapowiada się ciekawie: 


niedziela, 9 sierpnia 2015

Koktajl

Wszędzie króluje "Hamlet", ale w teatralnym świecie dzieją się tez inne ciekawe rzeczy. Przygotowałyśmy więc mini koktajl.
autor: Laire,  scena - Clockhouse Theatre
 
1. Przedłużono okres wystawiania  musicalu "American Idiot" (recenzja jeszcze w tym tygodniu). Spektakl można oglądać w Arts Theatre  do 22 listopada.
2. Sheridan Smith wraca na West End! Wystąpi w przygotowywanej na jesień przez Menier Chocolate Factory  adaptacji "Funny Girl". Musical ostatni raz na West Endzie gościł w 1969 roku a w głównej roli wystąpiła wtedy Barbara Streisand, którą później zastąpiła Lisa Shane.
Premiera 2 grudnia, pokazy przedpremierowe od 20 listopada a spektakle planowane są do 5 marca 2016r. Publiczna sprzedaż biletów rozpocznie się 17 sierpnia.



3. Amanda Hale ("Nether") wystąpi w kolejnej sztuce Mariusa von Mayenburga (autora "Eldorado") "Martyr" (polski tytuł "Męczennicy"). Sztuka wystawiana będzie w londyńskim Unicorn Theatre od 15.09 do 10.10, a później ruszy w trasę i trafi m/in do Bristol Old Vic czy Traverse Theatre w Edynburgu. A o czym jest najlepiej opowie sam reżyser:



4. Tymczasem Ivo van Hove (reżyser "Widoku z Mostu") przygotowuje adaptację "Crucible" Arthura Millera, ale aż w Nowym Yorku. Za to zagrają brytyjscy aktorzy: Sophie Okonedo (Elizabeth Proctor), Ben Whishaw (John Proctor), Saoirse Ronan (Abigail Williams), Ciarán Hinds (Danforth). Bardzo liczymy na hit i oczywiście na transfer na West End. 

5. Zaś Julie Andrews wyreżyseruje  "My Fair Lady". Niestety jeszcze dalej bo produkcja wystawiana będzie w operze w Sydney. Tak, w tutaj też liczymy na transfer. 

czwartek, 6 sierpnia 2015

Hamlet - pierwsze wrażenia

Najbardziej oczekiwane przedstawienie sezonu to bezdyskusyjnie "Hamlet" Lindsay Turner z Benedictem Cumberbatchem w roli głównej. Jak głosi prasa: "najszybciej wyprzedany spektakl w historii londyńskich teatrów" - w zaledwie kilka minut po ruszeniu publicznej sprzedaży zabrakło biletów. Mimo to, od około miesiąca na stronie Barbicanu zaczęły pojawiać się zwroty i chętni nie mieli najmniejszego problemu z zakupem. Rzesza fanek czekała jednak przez całą noc pod teatrem, by załapać się na "day seats", czyli 30 wejściówek za jedyne £10

zdjęcie z prób (źródło)
Wczoraj odbył się pierwszy spektakl (oficjalna premiera prasowa 25 sierpnia). Jak można było się spodziewać okazał się ogromnym sukcesem. W teatrze zasiedli dumni rodzice Benedicta i jego żona, reżyser Sophie Hunter, a także kilkaset podekscytowanych widzów. Czy sztuka spełniła ich oczekiwania? Wnioskując po burzliwej owacji na stojąco - z nawiązką.
W prasie i w Internecie można już znaleźć pierwsze opinie, przygotowałyśmy więc dla Was ich krótki przegląd.

"Mail Online"  zachwyca się "Hamletem" i już przyznaje mu pięć gwiazdek. Poniżej możecie obejrzeć kilka zdjęć ze spektaklu - słabej jakości i przez niektórych mogące być uznane za spojler - pokazują scenografię i Benedicta w dwóch kostiumach.

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Car Man - (tak jakby) recenzja

Zachwycona ubiegłorocznym spektaklem "Swan Lake" wybrałam się w tym roku na "Carmen" wg Bourne'a czyli "Car Man". 

zdjęcia stąd
Akcja tego luźno opartego na operze Bizeta przedstawienia dzieje się w warsztacie samochodowym. Lata 60-te, małe amerykańskie miasteczko i przybysz znikąd, brzmi bardziej jak western niż balet. Nic bardziej mylnego.  


Talent i wizja Matthew Bourne'a idealnie połączyły (przy współpracy Terrego Davisa) tę opowieść z doskonale znanymi wszystkim dźwiękami i dostaliśmy niesamowity spektakl. Pełen uniesień, napięcia, emocji, zwrotów akcji, miłości, erotyki i humoru. Przyznam, że drugi akt był ciut słabszy, ale i tak wychodziłam z teatru zachwycona i już nie mogę doczekać się zimy i powrotu "Sleeping Beauty".


"Car Man" wystawiane w Londynie będzie jeszcze do końca tygodnia - a dzisiaj wieczorem emisja na SKY ARTE. 

Na dowód, że oni tam naprawdę tańczą, zwiastun: 



niedziela, 2 sierpnia 2015

Bakkhai - recenzja

Nie wkurzajcie bóstwa, bo wam odpłaci z nawiązką. 
Taki, dość prosty wniosek wyciągnęłam z "Bakkhai", klasycznej tragedii w adaptacji kanadyjskiej poetki Anne Carson i reżyserii Jamesa Macdonalda, wystawianej w Alemida Theatre. 

wszystkie zdjęcia stąd
Dionizos, mszcząc się na siostrach matki za to, że poddają w wątpliwość jego boskie pochodzenie, zsyła na nie szaleństwo. Niemoralne zachowanie kobiet budzi sprzeciw młodego władcy Teb, Penteusza, który jest zdecydowanym wrogiem nowego kultu.  Podjudzony przez udającego kapłana Dionizosa, postanawia (w przebraniu kobiety) przyjrzeć się bachantkom z bliska. Wśród menad przebywa Agawe, matka Penteusza, a jednym z rytuałów kojarzonych z bachantkami jest rozrywanie żywcem upolowanych zwierząt. To jest grecka tragedia, happy endu nie będzie.     


Minęło już kilka dni, a sama nadal nie wiem co sądzę o spektaklu. Część rzeczy mnie zachwyciła, część sprawiała, że prawie przysypiałam. Zapewne nie jestem zbyt wyrafinowanym widzem i nie zrozumiałam wszystkiego, co chcieli przekazać i pokazać twórcy (np. zupełnie umknęło mi powiązanie między Penteuszem a Tonym Blairem, czy alegoria wojen w Iraku, jakie zauważyli inni widzowie).


Zacznijmy od plusów. Na pewno Ben Whishaw w kilku rolach: Dionizosa, kapłana, Tejrezjasza, posłańca. To trzecia sztuka, w jakiej widziałam Bena i znów jego postać, właściwie postaci, były zupełnie inne od poprzednich kreacji: czy to od zagubionego Petera (w "Peter and Alice") czy od butnego Baby'ego ("Mojo"). Jego Dionizos to chwilami psotny chłopiec, a w finale groźne bóstwo. Jego wieszcz, czy kapłan, byli spokojni i racjonalni. I ten niesamowity kontakt, jaki Ben ma z publicznością. W tak kameralnej przestrzeni jak Alemida Theatre to nie trudne, ale na mnie i tak wywarło ogromne wrażenie. Kroku dotrzymywał mu (a nie jestem pewna czy nawet nie wyprzedzał chwilami) Bertie Carvel w podwójnej roli Penteusza i jego matki. Scena, w której Agawe tańczy pełna dumy i radości po udanym polowaniu, jest chyba najlepszą w całym spektaklu.  
Cieszę się także, że oszczędzono nam rozdzierania na scenie. 


Niestety nie udało mi się znaleźć zdjęcia Bertiego jako Agawe, bardzo żałuję bo jego przemiana była niesamowita.  

Do minusów zaliczam niestety chór. Z nim miałam największy problem. Tytułowe Bachanki, które nieustannie były na scenie albo w milczeniu obserwowały, albo cóż, zawodziły. Wolno wyśpiewywane wielogłosem pieśni, przynajmniej dla mnie chwilami były wręcz niezrozumiałe i lekko hipnotyczne, usypiające. Na pewno dały przedstawieniu dość niesamowity klimat, ale nie jestem do końca przekonana czy to był "mój" klimat. Zresztą podobnie było w przypadku "Medei", kiedy chór dużo większe wrażenie wywarł na Ani1. 



Scenografia w spektaklu prawie nie istnieje. Pusta scena, otoczona tylko zwałami czarnych kamyczków, kojarzyła mi się z hałdą. Kostiumy nawiązywały do tradycji greckich, bachantki występowały w fartuchach przypominających jelenią skórę, z własnoręcznie plecionymi wiankami na głowach. Tylko elegancki, ubrany w garnitur Penteusz "odstawał" wizerunkowo od reszty towarzystwa. 


Premiera prasowa odbyła się 30 lipca i krytycy są podzieleni. Widziałam, zarówno zachwycone 5 gwiazdkowe recenzje  jak i bardzo średnie z trzema gwiazdkami. Jeżeli macie ochotę wydać własną opinię to "Bakkhai" można oglądać w teatrze Almeida do 29 września http://www.almeida.co.uk/whats-on/bakkhai/23-jul-2015-19-sep-2015